Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/336

Ta strona została skorygowana.
—   316   —

i zamieniwszy z nimi kilka słów, poszedł w ich towarzystwie w kierunku półwyspu. Idąc chyłkiem za nimi, dotarłem na miejsce, gdzie podczas poprzedniej wycieczki swojej położyłem był związanego majora, i zatrzymałem się tu dla obserwowania, jak brat Hilario zostanie przyjęty w obozie. Dwaj bolarze, którzy go tu przyprowadzili, opowiadali coś jednemu z żołnierzy, widocznie najstarszemu z nich rangą, — i wnet rozległy się głosy, nawołujące innych, rozproszonych po okolicy w poszukiwaniu za uprowadzonym dowódzcą. Zbiegło się kilkudziesięciu i, otoczywszy braciszka kołem, rozmawiali z nim, jakby się targując. Zauważyłem, że traktował ich wyniośle, jakby rozkazując, oni zaś odpowiadali mu szorstko i z rozjątrzeniem. Wreszcie inni ucichli, i słyszałem tylko dwa głosy: braciszka, oraz domniemanego zastępcy majora. Uspokoiło to obawy moje o losy zucha, gdyż pomyślałem, że jeżeli przyszło do układów, to nic bratu zakonnemu nie grozi. Uwagę moją przytem zwróciła ta okoliczność, że wszyscy cisnęli się naokoło braciszka, nie wyłączając nawet wartowników, którzy opuścili swoje stanowiska, z czego postanowiłem skorzystać.
Po długich targach z zakonnikiem rozstąpili się wreszcie bolarze, i braciszek skierował się do powrotu, prowadząc z sobą jednego z żołnierzy. Reszta pozostała w obozie. Domyśliłem się, że brat Hilario zabrał tego człowieka, by go zaprowadzić do naszej kryjówki. Zatrzymali się wreszcie niedaleko miejsca, gdzie byłem ukryty, i ku wielkiemu memu zadowoleniu brat Hilario zawiązał drabowi oczy chustką. Podobała mi się ta przezorność zakonnika, bo drab nie powinien był znać drogi, prowadzącej do naszej kryjówki, a przytem ułatwiło mi to powrót jednocześnie z nimi. Gdy wymijali miejsce, gdzie byłem ukryty, dałem bratu zakonnemu znak ręką, aby się do mnie nie odzywał, i zapadłem w krzaki, chyłkiem go wyprzedając.
Towarzysze nasi, spostrzegłszy nas zdaleka, wstali z miejsc. Gdyśmy się wśród nich znaleźli, brat Hilario