miał, i odejmiemy mu go zaraz po waszem odejściu. Czy macie jeszcze co do powiedzenia?
— Chciałbym o coś zapytać majora.
— Dobrze — odrzekłem, ale knebla jeńcowi nie zdjąłem.
— Czy pozwalasz, majorze, na wymianę jeńców? — zapytał podwładny swego przełożonego.
Major przecząco poruszył głową.
— Więc cóż robić?
W odpowiedzi na to pytanie major podniósł trzy palce i wskazał na wschód, a na zapytanie, czy mają żądać wydania tamtych trzech jeńców z estancyi, pokazywał na migi pieniądze.
— Co to znaczy? — pytał pośrednik.
— Wytłómaczę to wam — wtrąciłem.
— Major oddał nam część pieniędzy, które miał przy sobie, a myśmy je wysłali owemu rancherowi, któregoście z dymem puścili, jako odszkodowanie za poczynione mu przez was straty. Otóż teraz chciałby otrzymać te pieniądze z powrotem.
Cadera potwierdził to skinieniem głowy, a wysłaniec pytał dalej:
— A więc możemy wydać jeńców tylko w tym wypadku, jeżeli zwrócą panu wolność, wypuszczą porucznika z dwoma ludźmi i oddadzą pieniądze?
— Mm, mm! — mruczał major, potakując głową.
— Słyszy pan? — ozwał się do mnie żołnierz. — Musimy się zastosować do tego rozkazu. Cóż pan na to?
— W tej chwili nic. Pójdzie z wami zakonnik, aby oznajmić waszym towarzyszom moje warunki.
— Może mi pan powiedzieć już teraz, czy się pan zgadza na warunki majora.
— Nie zgadzam się. W żadnym wypadku nie zwrócę pieniędzy, których już nie mam; ponadto domagam się zwrotu skradzionych koni.
— Nie oddamy, bośmy ich wcale nie ukradli, lecz kupiliśmy je.
— Nieprawda!
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/340
Ta strona została skorygowana.
— 320 —