Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/346

Ta strona została skorygowana.
—   324   —

— Owszem. A jak poszło bratu? co odpowiedzieli?
— Nie zgodzili się.
— Po pięciu minutach śpiewaliby inaczej. Teraz proszę uważać i w wiadomej chwili strzelić, ale w powietrze!
Włożyłem palce do ust i gwizdnąłem z całej siły.Zapanowała chwilowa cisza wśród bolarzy. W chwilę zaś potem ujrzeliśmy yerbatera i jego bratanka, biegnących w naszą stronę przez ławicę piasku. Spostrzeżono to również i w obozie opryszków, wśród których wszczął się zgiełk i zamieszanie, a nawet dały się słyszeć strzały.
Jeńcy tymczasem dobiegli ku nam, a gdy po chwili ukazali się ścigający, towarzysze moi dali salwę, która poskutkowała znakomicie, bo zbóje natychmiast cofnęli się szybko, co nam bardzo było na rękę, gdyż pozwoliło na spokojny odwrót.
— Chodźmy — rzekłem. — Żaden z drabów nie pojawi się tu do rana w obawie zasadzki.
Obaj uwolnieni Montesowie nie posiadali się z radości. Jednak powstrzymałem ich od zbyt głośnego manifestowania jej, bo nie było na to czasu. Dopiero, gdyśmy się znaleźli w miejscu bezpiecznem, yerbatero chwycił mię kurczowo za rękę i rzekł:
— Nie mogę już dłużej milczeć. Powiedz, sennor, w jaki sposób dostaliście się tutaj?
— Konno — odpowiedziałem z uśmiechem.
— Domyślam się tego, choć jestem zdumiony, żeście tu trafili. Nie miałem najmniejszej nadziei, abyście mogli wpaść na nasze ślady i przybyć nam z pomocą.
— Jak się to stało, dowie się pan, skoro tylko nadejdzie swobodniejsza chwila.
— Czyście istotnie schwytali majora?
— Tak. A skąd pan wie o tem?
— Wywnioskowałem to z przekleństw drabów, którzy potracili wprost głowy, gdy spostrzeżono zniknięcie majora. Obawialiśmy się, że się to skrupi na naszej skórze.