Gdyśmy się nieopodal jej znaleźli, posłyszeliśmy w pewnej odległości od rzeki, od strony, skąd wczoraj przybyliśmy, parskanie koni. Ukrywszy się oczywiście w zaroślach, po krótkiej chwili stwierdziliśmy, że to wracają dwaj yerbaterowie, wysłani wczoraj z pieniędzmi dla pogorzelców. Wraz z nimi jechało konno ośmiu czy dziewięciu mężczyzn. Wysunęliśmy się więc z krzaków, ukazując się yerbaterom, ku wielkiej ich radości, gdyż, jak się okazało, nie byli pewni drogi do naszej kryjówki.
Opowiedzeji mi, że po drodze wstąpili do jakiegoś rancha wypocząć trochę i spotkali tam podróżnych. Jednym z nich był syn pogorzelca, o którym poprzednio wspomniałem. Młodzieniec ten, wróciwszy do domu wkrótce po naszem oddaleniu się, pałając zemstą dla zbójów, którzy zniszczyli mienie jego rodziców, postanowił podążyć naszymi śladami, by nas dopędzić i pomóc w ściganiu rabusiów. Po drodze przybrał sobie jeszcze paru ludzi, a spotkawszy yerbaterów, dążących do jego rodziców, i dowiedziawszy się, że wiozą odszkodowanie od majora, zawrócił z nimi do pogorzeliska, poczem wraz z nimi podążył nad rzekę, by się połączyć z nami dla odebrania zbójom zabranej stadniny. Rozumie się, gdy mu zakomunikowałem, że i konie zostaną jego rodzicom zwrócone, uradował się niezmiernie i, przybywszy do naszej kryjówki, dał upust swoim uczuciom względem zbójów przez kilkakrotne kopnięcie nogą majora, poczem nie zajmował się już nim więcej.
Brat Hilario wybierał się był właśnie do obozu opryszków dla załatwienia sprawy zwrotu koni, ale powątpiewał jakoś w powodzenie swojej misyi.
— Kto wie, czy pójdzie mi gładko — mówił. — Mogą nam znowu stawiać przeszkody i warunki.
— O to niema obawy — rzekłem. — Dopóki major jest w naszej mocy, wszystko pójdzie dobrze. Konie trzeba powiązać w ten sposób, aby szły jeden za drugim, a do przyprowadzenia ich nietrzeba więcej
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/353
Ta strona została skorygowana.
— 331 —