Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/358

Ta strona została skorygowana.
—   336   —

przy sobie, drwiąc przytem ze mnie i obrzucając mię obelgami oraz groźbami, na co oczywiście ani słowem nie odpowiedziałem.
Napastnicy należeli do bandy majora Cadery, i poznałem ich odrazu. Nie mogłem jednak wytłómaczyć sobie, w jaki sposób znaleźli się tutaj tak szybko po swym odwrocie i dlaczego jeden z naszych, stojący na straży, nie ostrzegł mię zawczasu. Czyżby usnął na posterunku? Nie słyszałem ani strzału, ani krzyku, ani wogóle nic, coby zdradzało, że go napadnięto. Najwidoczniej nietylko mnie, ale i jego spotkała smutna niespodzianka, a może i moi towarzysze wpadli również w pułapkę i zmuszeni zostali do poddania się drabom bez oporu.
Ponieważ byłem związany, więc przypuszczałem, że mię poniosą do swego obozu. Lecz stało się inaczej: ujęto mię na lasso pod pachy i wleczono za sobą aż na półwysep. Gdybym nie miał twardego ubrania ze skóry, byłbym niezawodnie przy takiej przeprawie pokaleczył się wśród trzcin i ostrej trawy mokradła.
Ci, którzy mię schwytali, poczęli wykrzykiwać, dając znać o swojem zwycięstwie pozostałym na półwyspie. A był tam, jak się łatwo domyślić można, major ze swoimi ludźmi, którzy zwartem kołem otaczali leżących na ziemi i powiązanych moich towarzyszów. Nie brakowało wśród nich żadnego, ale też żaden z nich nie był raniony. Najwidoczniej wszyscy wpadli w urządzoną na nich zasadzkę podczas mojej nieobecności, a major, nie znalazłszy wśród nich mnie jednego, rozesłał w różne strony po kilku swych ludzi, by mię odnaleźli. Obecnie wracali oni grupkami, posłyszawszy widocznie radosne okrzyki, zwiastujące, że zostałem pojmany.
Oczywiście smutny ten dla nas zwrot miał swe usprawiedliwienie w braku należytej ostrożności z naszej strony, i czyniłem sobie z tej racyi gorzkie wyrzuty. Ale bo któżby się mógł spodziewać podobnej zasadzki wobec faktu, że zbóje w oczach naszych prze-