Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/361

Ta strona została skorygowana.
—   337   —

prawili się na drugą stronę rzeki. Czemu jednak nikt z moich towarzyszów bodaj w powietrze nie wystrzelił w chwili, gdy ich osaczyli zbóje?
Gdy mię zawleczono przed majora, powitał mię słowami, okraszonemi szyderczym uśmiechem:
— Moje uszanowanie panu... Cieszy mię to niewymownie, że mam możność widzieć pana znowu. Jak pańskie zdrowie?
A gdy nie odrzekłem na to ani słowa, wrzasnął:
— Mów pan! no, mów pan! Aha, rozumiem! Pan, jako caballero, nie możesz prowadzić rozmowy w pozycyi leżącej, bo to nie należy do dobrego tonu, i duma pańska na to nie pozwala. Podnieście go — zwrócił się do bolarzy — i oprzyjcie o pień drzewa... a może wówczas zechce zaszczycić nas łaskawie odpowiedzią.
Rozkaz ten wykonano natychmiast, ja zaś pomyślałem sobie, że jeżeli major był niedawno zdecydowany zastrzelić mię, to prawdopodobnie myśli tej nie wyzbył się i teraz, tembardziej, iż obecnie miał więcej powodów do zemsty na mojej osobie, niż poprzednio. Wobec tego postanowiłem, o ile możności, nie drażnić go i odpowiadać na pytania.
— No, sennor! — zaczął znowu, — teraz jesteś w pozycyi, nie uwłaczającej pańskiej godności, i mam nadzieję, że raczysz łaskawie porozmawiać ze mną Powiedz pan otwarcie, czy rad jesteś, tak jak ja, z tego naszego spotkania?
— Nadzwyczaj się cieszę.
— Widzisz pan! Stało się to prędzej, niż myślałeś, a przecie nie ukrywałem przed panem swojej co do tego nadziei. Żeś mi pan nie wierzył, nie moja w tem wina. Przypuszczam jednak, że nie zapomniałeś pan jeszcze o swej obietnicy, którą uczyniłeś podczas rozstania się ze mną. Powiedziałeś pan, że nie będziesz mię oszczędzał tak, jak dotąd. Przypominasz to sobie zapewne?
— Doskonale.