Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/367

Ta strona została skorygowana.
—   343   —

tak, że po jednej stronie miałem brata Hilaria, a po drugiej kapitana. Nie ustawiono przy nas straży, gdyż był dzień jasny, i każdy nasz ruch mógłby być natychmiast zauważony.
Frick Turnerstick po niejakiej chwili rzekł do mnie przyciszonym głosem:
— Uf, co za przykra historya, sir!
— Nie trzeba było dać się pokonać — odparłem.
— W rekruty! i to do jakiego wojska! O, zwrócę się natychmiast do zastępcy Stanów Zjednoczonych.
— W jaki sposób?
— Umknę im.
— Złapią pana i rozstrzelają.
— Tak, istotnie... Do dyabła! to wcale nie pocieszająca myśl! Czyżby w tej pięknej krainie był zwyczaj werbowania żołnierzy drogą przymusu?
— Prawdopodobnie.
— Ależ to się sprzeciwia najprostszym prawom.
— Czyż pan sam nie przestąpiłeś paragrafów tego prawa? nie zmuszałeś pan ludzi do służby na swoich statkach?
— Hm... To prawda! Pies psa je, gdy barana niema.
— A widzisz pan.
— Sir, to zupełnie inna sprawa. Jeżeli naprzykład marynarze moi zdezerterują, to muszę się postarać o innych, gdyż inaczej zbankrutowałbym i przepadł z kretesem.
— Zdaje się tylko panu, że masz słuszność. Ale mniejsza o to. W jaki sposób obezwładniono pana?
— W sposób najgłupszy na świecie.
— Bez oporu?
— Stało się to tak nagle, że nawet myśli zebrać nie było czasu.
— To dziwne. Jesteś pan mistrzem we władaniu bronią sieczną i palną; umiesz pan nawet podobno trafić z armaty prosto w zęby muchy, siedzącej na liściu krzaku.