Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/368

Ta strona została skorygowana.
—   344   —

— Drwij pan sobie! nie byłeś przecie obecny przy tem...
— Albo ten pański sternik, ten kolos... czyż nie mógł użyć bodaj swych pięści?
— O! onby wszystkich drabów zmełł na papkę kartoflaną, ale nie mógł tego uczynić, bo leżał prawie bez życia w zaroślach.
— Czemże się tak przeląkł, że aż stracił przytomność?
— Sir, nie przekomarzaj się ze mną! zaprzestań szydzić, bo ja tego nie lubię. Jeżeli sennor chcesz wiedzieć, jak było, to proszę zapytać brata Hilaria albo innych towarzyszów, bo co do mnie, nie chcę być igraszką pańskiego humoru. Mam już i tak dosyć. A co do pana, to sądzę, że nie masz sennor wcale podstawy do dmuchania na tak wysoką nutę, bo leżysz obok mnie również obezwładniony. Gdybyś pan był tutaj, wypadki byłyby się potoczyły tą sam ą koleją.
— O, nie! — wtrącił brat Hilario. — Sennor nie byłby się dał wziąć w zasadzkę tak haniebnie; jestem o tem najmocniej przekonany.
— Cóż to była za zasadzka? — zapytałem.
— Głupia, sennor! tak głupia, że wstydzę się nawet na myśl samą, żeśmy w nią z taką łatwością wpadli. Opowiem ci, jeśli mię nie wyśmiejesz.
— Śmiać się nie widzę powodu. Sprawa jest zanadto poważna i nie nadająca się do żartów.
— Niestety, tak. Sternik poszedł był zluzować yerbatera na posterunku, ale, nie zastawszy go na miejscu, poszedł go szukać, przyczem został nagle napadnięty i obezwładniony uderzeniem kolby w głowę.
— A więc przeciwnicy byli już tutaj i przedewszystkiem załatwili się ze strażą?
— I to tak cicho, żeśmy niczego nie zauważyli. Po pewnej chwili Monteso posłyszał wywołane w oddaleniu swoje nazwisko i myśląc, że to woła go towarzysz z warty, poszedł i przepadł. Potem zawołano mnie...