Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/373

Ta strona została skorygowana.
—   349   —

niem Tupidy, i on wysłał pana ze mną do prowincyi Entre Rios, nakazując surowo, abyś pan starał się ułatwić mi tę podróż. Resztę możesz pan opowiedzieć tak, jak było istotnie.
— Ale w jakim celu mam to wszystko opowiadać?
— Aby ułatwić sobie wydobycie się z niewoli. Jestem pewny, że przeprowadzą nas do oddziałów, dowodzonych bezpośrednio przez Lopeza Jordana.
— Mówiąc nawiasem, niebardzo rozumiem pańskie plany, ale zastosuję się dokładnie do wskazówek pańskich. Czy jednak nie byłoby dobrze, gdybyś nam pan przedstawił tę sprawę jasno i zrozumiale?
— Nie. Muszę zachować tajemnicę, i właśnie za to Lopez Jordan będzie mi bardzo wdzięczny.
Przerwaliśmy rozmowę, gdyż w tej chwili wrócili owi dwaj ludzie, wysłani przez Caderę w górę rzeki na zwiady, i oznajmili, że nadpływa jakaś tratwa.
Major wziął karabin i oddalił się ze zwiadowcami ku rzece.
Po kilku minutach usłyszeliśmy huk wystrzału. To Cadera wystrzelił prawdopodobnie w celu porozumienia się z flisakami zawczasu, gdy się jeszcze znajdowali powyżej półwyspu, gdzie tratwa przybiła do brzegu. Wkrótce wrócił ze zwiadowcami do obozu i rozkazał swym ludziom, aby zakneblowali nam wszystkim usta, a gdy tratwa przypłynęła na to sam o miejsce, gdzie stała jej poprzedniczka, zaniesiono nas na nią i ulokowano wraz z naszymi końmi.
Major przez chwilę rozmawiał z flisakami pocichu, dając im jakieś pieniądze, przyczem patrzyli oni na nas bardzo nieżyczliwie, z czego domyśliłem się, że przedstawił nas przed nimi, jako skończonych łotrów.
Przeprawa na lewy brzeg Uruguayu odbyła się bardzo szybko i bez przeszkody, poczem flisacy, podziękowawszy uniżenie majorowi, popłynęli dalej, a nas poniesiono przez moczary i zarośla na sporą odległość od brzegu na suche miejsce, gdzie kilku bolarzy pilno-