— Przecie ofiarował mi nawet pieniądze...
— Sennor jesteś mólem książkowym, niczem więcej — zaśmiał się dobrodusznie. — W życiu jednak rzeczy układają się inaczej, niż w książkach. Latorre nie należy do tego samego stronnictwa, co Andaro. Jest to człowiek bardzo sprytny i przezorny, ale mimo to wiemy dobrze, do której partyi właściwie należy.
— Dlaczegóż więc Andaro chce wejść z nim w stosunki handlowe?
— Pozornie tylko stara się o to, aby go potem zdemaskować; tak przynajmniej mnie się wydaje. Proszę sobie wyobrazić, coby to była za sensacya, gdyby „biali“ mogli ogłosić, że są w posiadaniu podpisu Latorre’a, którym tenże potwierdza odbiór pięciu tysięcy za broń, potrzebną do celów powstańczych! Toby go poprostu zdruzgotało!
— Teraz pojmuję...
— Owóż Andaro uważa pana, mimo wszystko, za Latorre’a i jest wściekły, że nie dał mu się pan wciągnąć w sprytnie obmyśloną zasadzkę. Albo też uwierzył on, że pan jest kim innym, i również wścieka się, że się tak nieopatrznie zwierzył przed obcym z tajemnic partyjnych swego stronnictwa i że mogą stąd wyniknąć dla niego i dla wszystkich członków następstwa bardzo niepożądane. W obu więc wypadkach nie powinien pan spodziewać się niczego dobrego od „białych“. A stąd wniosek, że musi pan jak najprędzej usunąć im się z przed oczu.
— Pan mię naprawdę przestrasza...
— I mam powody. Ów drab nie dla zabawki wystawa godzinami na ulicy. Ho, ho! znam ja tutejsze stosunki doskonale... i proszę mi wierzyć, że się nie mylę.
— No, no! już na progu tego pięknego kraju spotykam się z tak przykrą awanturą!...
— Tak, tak! Radzę więc panu mieć się dziś na ostrożności, a jutro wyjechać stąd, i będzie wszystko dobrze. Jestem zresztą pewien, że tej nocy nie obejdzie
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/38
Ta strona została skorygowana.
— 28 —