Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/380

Ta strona została skorygowana.
—   354   —

Zresztą pozwolimy się związać nanowo jedynie w ostateczności. Jeżeli Lopez Jordan znajduje się tutaj, to możecie być pewni, że w krótkim czasie odzyskamy wolność.
Nie mając więzów na nogach, mogliśmy swobodnie poruszać się w naszem więzieniu. A składało się ono jedynie z czterech nagich ścian. Zamiast podłogi, była tu tylko twardo ubita ziemia. Pokładliśmy się na niej, oczekując, co nam dalej los przyniesie.
Po upływie kilku godzin odryglowano drzwi, i ukazał się w nich major w towarzystwie obdartego żołnierza.
— Niech wyjdzie ten... ten... europejczyk — rozkazał.
— Ja? sam tylko? — zapytałem.
— Tak.
— Zarzuć mi pan rzemień na ręce — szepnąłem do yerbatera, trzymając dłonie z tyłu, — ale tak, bym każdej chwili mógł mieć je wolne.
Major nie mógł widzieć tej manipulacyi, bo w izbie było ciemno.
— No, prędzej tam! Generał czeka! — niecierpliwił się majo r, widząc, że się niby ociągam.
— Mam się stawić przed generałem? Poco?
— Zaraz się pan dowiesz.
— Ale dlaczego tylko ja sam, a nie wszyscy?
— Co to pana obchodzi! Prędzej!
Poszedłem za majorem, udając, jakobym miał naprawdę skrępowane ręce. Za drzwiami oczekiwało nas jeszcze czterech żołnierzy, którzy wzięli mię między siebie do środka i poprowadzili przez jakieś drzwi do obszernej stancyi, gdzie leżeli lub siedzieli żołnierze, paląc papierosy i cygara. Popod ścianami ustawiona była lub porozwieszana na nich na kołkach broń. Na ziemi bieliło się tu od niedopałków papierosów wśród grubej warstwy śmiecia, a powietrze było nie do zniesienia. Przeszedłszy przez tę izbę, weszliśmy do następnej, również obszernej, ale nieco schludniej utrzy-