Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/382

Ta strona została skorygowana.
—   356   —

To mówiąc, wyjął z pudełka, leżącego na stole, papierosa, zapalił go, a założywszy nogę na nogę, spojrzał raz jeszcze na mnie niechętnym a lekceważącym wzrokiem, poczem zapytał:
— W jakim kraju jesteś urodzony? Major stał za mną. Odsunąłem się w stronę i zwróciłem na niego spojrzenie, jakbym przypuszczał, że pytanie to do niego jest skierowane.
— Pytam się, w jakim kraju urodziłeś się — powtórzył głosem podniesionym generał.
Ja zaś uparcie patrzyłem na majora, jakby zaciekawiony, dlaczego nie odpowiada.
— Ciebie zapytuję! ciebie! — krzyknął generał, zrywając się z krzesła na równe nogi.
— Mnie? — wzruszyłem ramionami zdziwiony.
— Ciebie, ciebie! Odpowiadaj, bo inaczej zmuszę cię do tego.
— Zdawało mi się, że pytanie to skierowane było do sennora Cadery, i przyznam się, ucieszyło mię to, że między argentyńskim generałem a majorem panuje stosunek tak familiarny.
— Człowieku! czy wiesz, z kim mówisz?
— Oczywiście z... tobą!
Generał cofnął się krok w tył, a obaj oficerowie przy drugim stole zerwali się z siedzeń, major zaś chwycił mię groźnie za ramię.
— Chispas! — krzyknął generał. — Czy słyszał kto, żeby pierwszy-lepszy. gałgan przemawiał do generała przez „ty“?
Obaj oficerowie dobyli szabel, a major chwycił klamkę u drzwi i zapytał:
— Czy mam przywołać profosa, panie generale?
Generał przecząco potrząsnął głową i, usiadłszy na swojem miejscu, mruknął:
— Nie. Taki wagabunda nie jest przecie w stanie mię obrazić. Ale pan, panie majorze, miałeś słuszność, opisując mi tego człowieka. Po nim wszystkiego spodziewać się można. Już to samo, na co się wobec