Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/395

Ta strona została skorygowana.
—   369   —

wzięć błogosławieństwa Bożego, jeżeli ludzie pańscy postępują, jak złodzieje i zbóje, nie umiejąc nawet uszanować sukni duchownej.
— Przemawiasz, bracie, istotnie śmiało — odrzekł Jordan, przypatrując się zakonnikowi uważnie i z pewną niechęcią. — Słyszałem nazwisko brata i wiem, że oznacza ono niepospolitego człowieka. Ale, przestrzegam, to jeszcze nie upoważnia brata do zuchwałości.
— Za pozwoleniem, sennor! Nie jest to wcale zuchwałością, że się przed panem uskarżam. Toż dostawiono nas tutaj związanych, jakgdybyśmy byli zbrodniarzami.
— Widzę jednak, że brat nie ma kajdan na rękach.
— Ba, do tej chwili bylibyśmy skrępowani, jak barany, gdybyśmy sami sobie nie poradzili. Zdjęto nam rzemienie jedynie pod grozą rewolwerów.
— Dobrze, zbadam sprawę, ale wprzód proszę, by się brat uspokoił. Cenię ja odwagę, ale nie znoszę, gdy ją kto wobec mnie chce manifestować. Nie wchodząc na razie w to, kto miał słuszność, wy, czy major Cadera, wyrażam ubolewanie, że zaszła tu scena niebardzo taktowna. Bo proszę! jeden-jedyny człowiek, i do tego obcy, śmiał w samym środku mego garnizonu w otoczeniu tysięcy żołnierzy porwać się na moich oficerów i grozić im śmiercią!
— Musiał to uczynić z ostatecznej konieczności. Wszak chciano go rozstrzelać bez najmniejszej racyi.
— Gdybyśmy nawet przypuścili, że słuszność była po jego stronie, to i w takim razie krok jego sam brat musiałby określić, jako... no, powiedzmy otwarcie, jako zadziwiającą bezczelność. Gdyby mi to opowiadał ktoś mniej znany, nie mógłbym wręcz uwierzyć w coś podobnego. Człowiek ten wziął w niewolę oficera z pośród pięćdziesięciu uzbrojonych ludzi, złamał mu szablę, wykradł jeńców, a gdy go ostatecznie schwytano i przyprowadzono tutaj, by mu wymierzyć zasłużoną karę, obala uderzeniem majora i z bronią w ręku dyktuje oficerom warunki kapitulacyi! Tego rodzaju sprawa