Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/40

Ta strona została skorygowana.
—   30   —

Spostrzegłszy, że mu się przypatruję, postanowił popisać się przede mną i w tym celu powyciągał wszystkie rejestry. Rzecz prosta — organy huknęły całą siłą, zagłuszając całkowicie głosy śpiewaków. Mimo to, dyrygent chóru nie dał mu żadnego znaku, i pieśń doprowadzono w takich warunkach do końca.
Nastąpiła krótka przygrywka znanej mi dobrze melodyi. Niestety, organista wyciągnął w górze „vox angelica“, „vox humana“, „aeolina“ i „flanta amabile“, a w basie najniższe i najsilniejsze rejestry, wskutek czego bas zagłuszył w zupełności piękną melodyę.
Tego było mi już zawiele. Nie zważając, że w osobie mistrza mogę uczynić sobie śmiertelnego wroga, przystąpiłem bliżej ku organom i zarejestrowałem inaczej. W pierwszej chwili organista popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale odczuwając, że melodya po mej poprawce wychodzi znacznie lepiej, grał dalej spokojnie. Po trzeciej zwrotce kapłan zaśpiewał głośno u ołtarza modlitwę, a organista, korzystając z chwili, szepnął do mnie:
— Gra pan na organach?
— Trochę.
— Może pan spróbuje?
— Jaką melodyę?
— Otworzę panu śpiewnik. Są tylko trzy wiersze. Dam panu znak, kiedy zacząć. Najpierw bardzo miła i piękna przygrywka, potem melodya w tonacyi dosyć silnej, a po trzecim wierszu fuga na wszystkie głosy i kontrapunkt.
Skłoniłem głową twierdząco, pomimo, że wskazówki jego przechodziły moją znajomość rzeczy... Fuga... kontrapunkt!...
Gdy kapłan skończył modlitwę, organista szturchnął mię potężnie w bok, co niewątpliwie miało być owym umówionym znakiem. Zacząłem...
Jak grałem — mniejsza o to. Nie należę do skończonych wirtuozów i nie wiem, coby powiedział znawca na mój „kontrapunkt“. Ale ludzie, przyzwy-