Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/401

Ta strona została skorygowana.
—   375   —

z powrotem do Nowego Yorku. Otóż, gdy powracał z tej wycieczki na jakiejś tratwie, został nagle przez majora Caderę napadnięty, no, i później szczególniejszym trafem spotkał się z nami.
— To rzeczywiście... szczególniejszy traf — zauważył Jordan, patrząc mi w oczy z niedowierzaniem.
— Tak jest, szczególnie godnem uwagi jest to, że major przedsięwziął wrogie zamiary przeciw wszystkim osobom, które wam idą z pomocą. No, ale na szczęście spotkałem się z panem i sądzę, że nie odmówi pan nam wszystkim zadośćuczynienia za doznane krzywdy.
— Owszem, dam je, o ile na to pozwolą okoliczności.
— To znowu dwuznaczne, sennor!
— Bo też i pan sam jesteś w wysokim stopniu człowiekiem zagadkowym. Wszystko, co mi pan tak pięknie przedstawia, wydaje mi się całkiem nieprawdopodobnem.
— To znaczy, że mi pan nie wierzy... Ha, w takim razie nie mówmy już o tem. Bo jeżeli pan żywi do mnie mniej zaufania, niż ja do pana, to lepiej dać spokój wszystkiemu. Zechce więc pan uwolnić nas natychmiast, bo szkoda nam czasu.
— Co takiego? uwolnić? Ależ o tem i mowy być nie może.
— Jak się panu podoba. Ja uważam sprawę za skończoną.
Cofnąłem się parę kroków, przybierając minę najobojętniejszego w świecie człowieka. Zrobiło to swoje; nadzwyczajna moja pewność siebie zaimponowała mu. Widocznie jednak dla ostatecznego wypróbowania mię rzekł:
— Zechce pan teraz przypomnieć sobie przyrzeczenie, mocą którego masz pan poddać się spokojnie memu wyrokowi.
— Oczywiście. Powiedziałem, że bez szemrania dam się rozstrzelać, jeżeli pan zatwierdzi wyrok śmierci na mnie.