Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/404

Ta strona została skorygowana.
—   378   —

zmusił major. Sądziłem, że znajdę pana w San José, w dobrach, gdzie to Urquiza, pański ojciec, został zamordowany.
Słowa te były bardzo ryzykowne, ale wypowiedziałem je w pewnym ściśle określonym celu. Jordan przecie sam kazał zamordować ojca, i już na samo wspomnienie o tej własnej zbrodni wściekłość go ogarnęła. Poskoczył ku mnie o dwa kroki i wyciągnął ręce przed siebie, jakby mię zamierzał udusić, a następnie, stanąwszy tuż koło mnie, wrzasnął:
— Co pan wiesz o tem morderstwie?
— Tyle, co każdy inny człowiek.
— Czy mówią o tem także za granicą?
— Owszem, mówią.
— Cóż więc mówią o tem?
— Nie jestem obowiązany do składania sprawozdań przed panem.
— Zamordowali go gauchowie... draby przeklęte!...
— To bardzo możliwe.
— A może mówią, że...
Urwał, a ja zapytałem:
— Że co?
— Że ci gauchowie byli tylko czyjemś narzędziem?
— Owszem, mówią i o tem...
— Ale, do stu dyabłów, czyjem narzędziem?
Utkwił we mnie wzrok, jakby mię co najmniej chciał nim zasztyletować. Ja zaś odparłem spokojnie:
— Narzędziem w ręku pańskiem oczywiście...
Brat Hilario, przerażony moją śmiałą odpowiedzią, wydał mimowoli ciężkie westchnienie, a oficerowie zerwali się z miejsc. Jordan zaś chwycił mię za ramiona, potrząsnął z całej siły i wrzasnął głosem ochrypłym:
— Psie! Ja cię zaduszę, ja... ja...
— Niechże się pan uspokoi — rzekłem, siląc się na zimną krew. — Żądałeś pan ode mnie, bym mówił prawdę, a gdy to uczyniłem, zachowujesz się pan tak, iżby można się domyślić, że w tej plotce kryje się jakaś część prawdy.