sób ma być załatwiona cała sprawa. Przecie musi się podpisać kontrakt. Czy jest dokument już wygotowany?
— Jest, ale ma go Tupido w Buenos Ayres.
— Kto go podpisał z waszej strony?
— Jeszcze nikt. Przecie nie wiemy z góry, czy we wszystkich punktach nastąpi zgoda. Dopiero po omówieniu warunków sennor podpisze się za siebie, a ja za Hountersa.
— Więc ja mam podpisać umowę?
— Pan, albo inna upełnomocniona przez pana osoba, która uda się ze mną do Buenos Ayres.
— Hm, byłoby to bardzo niebezpieczne dla owej osoby.
— Większe niebezpieczeństwo groziło mnie u was, a jednak odważyłem się. I sądzę, że pan wśród swoich oficerów znajdzie chociażby jednego, który się zdecyduje na tę podróż, pomimo, że wydaje się ona trochę niebezpieczną.
— Znowu chcesz mię pan dotknąć! Wśród moich ludzi niema tchórzów.
— Pocóż w takim razie zaznacza pan, jakoby podróż do Buenos Ayres była niebezpieczna?
— Czy zapewnisz mię, sennor, słowem honoru, że żaden z pańskich towarzyszów nie zdradzi mego wysłannika w Buenos Ayres?
— Owszem, daję panu na to słowo honoru.
— Przyjmuję je do wiadomości. Ale proszę sobie nie wyobrażać, że już zgodziłem się na warunki. Muszę wprzód naradzić się nad tem ze swymi oficerami. Zaczekasz pan tymczasem w przyległej izbie na rezultat.
— Zgadzam się, sennor. Ale możebym nareszcie mógł wytoczyć skargę przeciw majorowi Caderze?
— To zbyteczne.
— Bynajmniej. Zależy mi bardzo na tem, ażebyś pan rozpatrzył całe zajście raz jeszcze w mojej obecności, bo poinformowano pana stronniczo, na swoją korzyść. Długo to nie potrwa, bo będę mówił o ile możności treściwie.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/407
Ta strona została skorygowana.
— 381 —