Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/408

Ta strona została skorygowana.
—   382   —

— No, proszę — odburknął niechętnie i usiadłszy słuchał w milczeniu mego opowiadania do końca.
Cadera również podczas mej przemowy nie odezwał się ani słowem, pomimo, że zarzuty moje, skierowane prawie wyłącznie przeciw niemu, były bardzo obciążające. Widziałem tylko, że z oczu mu tryska śmiertelna ku mnie nienawiść.
Po ukończeniu opowiadania wezwałem towarzyszów, by potwierdzili prawdziwość słów moich, co też się stało.
— A więc — ozwał się Jordan — opowiadanie pańskie zgadza się z tem, czego się dowiedziałem od majora; tylko że, jak się to samo przez się rozumie, każda ze stron maluje żagle tak, jak jej z tem wygodnie. Uważajmy więc sprawę za definitywnie załatwioną.
— Nawet i na to mogę się zgodzić, sennor, i nie żądać ukarania winnych, ale pod warunkiem, że każe pan zwrócić natychmiast rzeczy, które mi zrabowano.
— Oho! to już nieco wygórowane żądanie.
— Proszę pana... Czy major dowodzi żołnierzami, czy też bandą złodziei?
— Oczywiście, że... żołnierzami.
— I ja tak myślę, bo zresztą ze zbójcami i opryszkami nie można zawierać stosunków handlowych. Uczciwy żołnierz nie kradnie i nie rabuje.
— No, dobrze, dobrze! Naradzimy się nad tą kwestyą, a pan zaczekasz na wynik tych obrad. Wezwę pana natychmiast, skoro tylko zdecydujemy się na ostateczne postanowienie.
Cofnęliśmy się wszyscy do przyległej izby, gdzie nas nanowo zamknięto, i posiadawszy na ziemi, gawędziliśmy między sobą pocichu.
Kapitan, dowiedziawszy się od sternika o całym przebiegu mojej romowy z Jordanem, uścisnął mi rękę i rzekł:
— Wspaniale, sir! Tylko pan Charley mógł wymyślić tak świetny wykręt.
Po upływie dobrej godziny wywołano nas do dru-