Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/41

Ta strona została skorygowana.
—   31   —

czajeni do partackiej gry swego organisty, byli bardzo przejęci. W nawie kościelnej nikt nie myślał o wyjściu, pomimo, że nabożeństwo już się skończyło, a śpiewacy otoczyli mię kołem i słuchali w skupieniu. Musiałem dodać jeszcze jedną fugę i zakończyłem, tłómacząc się brakiem czasu.
Zachwycony organista wziął mię pod rękę, sprowadził z chóru i, gdyśmy się znaleźli na ulicy, oświadczył, że muszę udać się do niego w gościnę.
— To niemożliwe, sennor — wymawiałem się, — gdyż właśnie jestem już zaproszony gdzieindziej.
— Do kogo?
— Do sennora Tupida.
— Jeżeli tak, to trudno. Ale może mię pan zaszczycić zechce jutro? Proszę pana do siebie na śniadanie.
— Z przyjemnością, sennor.
— A więc spotkamy się u mnie o dziesiątej, a potem zagramy na organach na cztery ręce i cztery nogi. Mam znakomite nuty. Zostanie pan także u mnie i na obiedzie.
— Co do obiadu, to niestety nie będę mógł korzystać z pańskiej gościnności, gdyż o tej porze będę zajęty.
— Szkoda! A możeby to jakoś dało się zmienić?... Nie znam pańskiego nazwiska i nie wiem, kto pan jest, ale po fachu jesteśmy niejako kolegami, i spodziewam się, że...
— Oto mój bilet wizytowy.
— Dziękuję, ale niestety swoim służyć nie mogę, bo portfel mam w domu. Zresztą to drobnostka. Radbym nauczyć się od pana rejestrowania, bo mi to sprawia najwięcej trudności. Między nami powiedziawszy, mylę się zawsze, wyciągając zgoła nie te rejestry, które należy. Niedziwota zresztą! Człek musi w jednym momencie pamiętać o rękach, nogach, nutach i śpiewniku, a przytem uważać na księdza, więc z rejestrami kłopot. No, ale mam nadzieję, że pan mi pokaże, jak