Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/420

Ta strona została skorygowana.
—   392   —

zamało — i można tu było przypuszczać dwie ewentualności: albo pomylił się estancyero w określeniu sumy, albo brakujące trzy tysiące przywłaszczył sobie major.
— Iii! trzy tysiące talarów to drobnostka, i stratę taką można ostatecznie przeboleć — rzekł sternik. — Posądzacie majora... niesłusznie, i spodziewam się — dodał, wyciągając ku niemu dłoń, — że pan to słowem oficerskiem zaręczy.
— Ależ zapewniam pana słowem honoru, że nie zatrzymałem tych pieniędzy — rzekł major, wyciągając rękę do sternika.
Ten zaś pochwycił ją w ogromną swą dłoń i zapytał ironicznie:
— Istotnie pan nie masz? powiedz pan prawdę...
— Cielo! Cieeeelo! — krzyknął major, wijąc się z bólu w kształt paragrafu. — Puść mię pan, bo zwaryuję z bólu!
— Aha! puścić?... Gdzie się podziały pieniądze? — pytał nieubłagany sternik, cisnąc wciąż rękę draba.
— Nie mam ich! nie mam... słowo honoru!...
— Masz, hultaju! i jeśli się nie przyznasz, to z łapy twojej zrobię marmoladę!
— Qué dolor, qué lormento! — krzyczał major, podskakując z bólu, jak pajac. — Ja nie mam... nie wiem...
— Proszę go puścić! — domagał się generał. — Niepodobna przecie...
— Milczeć! — przerwał mu sternik. — Ja wiem, co robię! Ten drab ma na czole wypisane, że pieniądze ukradł, i zaraz się przyzna, jeno go mocniej pocisnę... Gdzie są pieniądze?
— Są... tu... w kapeluszu... pod podszewką...
— Dawaj go natychmiast!
I Larsen zdjął mu kapelusz z głowy, a wydobywszy pieniądze, rzekł do generała:
— No? kto miał słuszność? Gdybyś pan miał tak silne garście, jak ja, wyłowiłbyś nie jeden raz złodzieja!