Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/422

Ta strona została skorygowana.
—   394   —

i zechce zatrzymać mię przemocą, gdybym się chciał oddalić.
— Może pan przecie ujść stąd cichaczem.
— Mógłbym to uczynić, ale tylko pod jakimś pozorem. Jestem jednak pewny, że ściganoby mię zawzięcie.
— E! nie takie to znowu straszne. Czy składałeś pan Jordanowi przysięgę?
— Nie.
— Cóż więc pana wiąże? Jeżeli pan ma istotnie zamiar wydostać się z tej matni, to postaram się być mu w tem pomocnym.
— Pan? — zapytał mile zdziwiony. — Ależ pan sam jesteś w położeniu, które wymaga pomocy.
— Mnie się zdaje, że, skorośmy odzyskali naszą broń, to potrafimy sami sobie dać radę. Zresztą Jordan musi nas puścić, i pan przy tej sposobności mógłbyś się do nas przyłączyć.
— Zobaczymy, jak to będzie. A tymczasem niech pan będzie pewny, że stoję po waszej stronie i postaram ostrzec was przed niebezpieczeństwem, gdyby wam jakie groziło. Teraz muszę się oddalić, ażeby mię nie podejrzewano, że się z wami porozumiewam.
Wyszedł, a po kilku minutach wrócił, ażeby zaprowadzić nas do przeznaczonego dla nas mieszkania.
Znajdowało się ono w sąsiednim budynku, więc musieliśmy przechodzić przez dziedziniec, zapełniony żołnierzami, którzy ciekawie nam się przyglądali, nie tając przytem wrogiego względem nas usposobienia. Kilku z nich chciało nawet rzucić się na nas, ale rotmistrz zagroził im surowo, więc zaniechali swego zamiaru.
Budynek, w którym się mieściło przeznaczone dla nas locum, był zwykłą szopą. Ściany jego, zbite byle jak z desek, ułożonych rzadko, świeciły na wylot szerokiemi szparami.
Ponieważ miejsca w szopie owej było dosyć, poprosiliśmy rotmistrza, aby nam pozwolił przyprowadzić