Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/423

Ta strona została skorygowana.
—   395   —

tu nasze konie, na co chętnie zezwolił. Jednak, jak się później dowiedziałem, za to uwzględnienie naszej prośby otrzymał od Jordana ostrą wymówkę. Widocznie generalissimo, mając w stosunku do nas jakieś ukryte zamiary, nie chciał, abyśmy konie nasze mieli przy sobie, co w dużym stopniu w razie czegoś ułatwić nam mogło ucieczkę.
Rotmistrz postarał się dla nas o dwie lampy i o mięso, którem zasyciliśmy głód, dający się nam już we znaki.
Na dworze paliły się ognie, i mogliśmy przez szpary przypatrywać się skupionym naokoło nich ludziom. Na nas wogóle nie zwracano uwagi.
Późno już było, gdy pogaszono ogniska, i na odgłos bębna żołnierze poczęli się zabierać na nocny spoczynek. Nam również czas było ułożyć się do snu, tembardziej, żeśmy byli zmęczeni po wstrząśnieniach dnia ubiegłego. Położyliśmy się tedy na ubitej gołej ziemi, gdyż słomy nam nie dano, i stosownie do mego zarządzenia każdy z nas kolejno obowiązany był czuwać, gdy inni towarzysze spali.
Zaledwo ułożyłem się do snu, i już oczy mi się kleić zaczęły, gdy uszu moich doleciał jakiś szmer pod drzwiami. Podszedłem cicho do nich i spostrzegłem przez szparę rotmistrza. Zapukał lekko i, gdy się odezwałem, poprosił mię, bym go puścił do środka.
— Przepraszam, sennor, że nie mogłem przyjść do was wcześniej — rzekł. — Ale postawiono tu wartę z poleceniem, by uważała, co robicie. Teraz dopiero, gdy drab, czuwający przedtem u drzwi, położył się i usnął, pozwoliłem sobie przyjść do was.
— Moglibyśmy teraz najspokojniej umknąć stąd — rzekłem.
— O nie! — odparł rotmistrz. — Zauważonoby to odrazu; przecie tentent kopyt końskich zbudziłby ich niezawodnie i urządziliby pogoń za wami.
— Ja też nie myślę uciekać — rzekłem. — Mogę przecie zupełnie swobodnie w biały dzień pożegnać to