Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/424

Ta strona została skorygowana.
—   396   —

szczególne gniazdo szerszeni i wydostać się z niego. Jakże, rotmistrzu? co tam postanowiono w sprawie naszej podróży?
— Pierwszy raz w życiu zabawiłem się, że tak powiem, w szpiega i podsłuchałem Jordana, gdy pouczał majora, jak się ma w tej podróży zachować.
— A więc major, mimo wszystko, będzie nam towarzyszył do Buenos Ayres?
— Dodadzą mu do eskorty tylu ludzi, ilu jest was. A że konie nie będą im potem potrzebne, mam polecenie udać się z wami aż do rzeki, aby je potem przyprowadzić z powrotem i przy tej sposobności zdać Jordanowi relacyę o waszem oddaleniu się na tratwie.
— Więc koniecznie na tratwie? Widocznie Jordan boi się wsadzić nas na parowiec, abyśmy się nie oddali w opiekę załodze.
— Istotnie. Dał też majorowi pełnomocnictwo do podpisania kontraktu. Okręt z towarami ma popłynąć Paraną aż do wyznaczonego przez Jordana miejsca, gdzie nastąpi wyładowanie.
— Czy znane jest panu to miejsce?
— Niestety, major tylko wie o niem. Mówili ze sobą tak cicho, że nie wszystko dobrze słyszałem. Ale ostrzegam pana, abyś się miał na baczności. Major otrzymał polecenie uwięzienia pana w chwili, gdy wszystko już będzie miał w swem ręku i gdy zbyteczna będzie obawa przed niebezpieczeństwem dla sprawy Jordana.
— Spodziewałem się tego. Mam jednak nadzieję, że nie chwyci mię on już w swoje ręce i raczej sam wpadnie w nasze. Gdzie jest w tej chwili Jordan?
— Jeszcze znajduje się tutaj.
— Zechce zapewne rozmówić się z nami przed odjazdem?
— Owszem, będzie nawet bardzo uprzejmy. Ale niecqqh mu pan nie wierzy.
— No! to, co tu zaszło, nie może przecie usposobić mię dla niego życzliwie, i będę się miał na bacz-