Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/426

Ta strona została skorygowana.
—   398   —

— Owszem, ale tylko tak długo, dopóki go pan za takiego uważać zechce. Proszę wziąć pod uwagę, że jestem po stronie pańskiej. A przekonałeś się dowodnie, że potrafię dać sobie radę z tym człowiekiem. Możesz pan być przeto pewny, że ucieczka powiedzie mu się z łatwością.
— A jednak to rzecz ryzykowna...
— Ależ zapewniam pana, że niema tu najmniejszego ryzyka. Proszę sobie przypomnieć, na co ja się poważyłem w samem środowisku waszej wielotysięcznej bandy. Czyżbym teraz miał się obawiać tych kilku ludzi, co nam będą towarzyszyli?
— Może łatwo przyjść do bitki...
— Bądź pan o to spokojny. Ludzie ci wiedzą, że broń ich nie dorównywa naszej ani w połowie. Zresztą w stosunku z wrogiem zawsze większe ma znaczenie chytrość, niż gwałt.
— Dobrze więc. Mówisz pan tak szczerze i przekonywająco, że jestem gotów pójść za tą życzliwą radą. Rzeczy swoje przyniosę tu zaraz.
Wysunął się cichaczem i po kilkunastu minutach wrócił ze swemi rzeczami. Nie mówiliśmy już nic o planie ucieczki, bo też i nie można było powiedzieć, jak się rzeczy ułożą i jakie wyłonią się przeciwności. Pożegnałem więc rotmistrza i położyłem się spać.
Nazajutrz zbudziłem się dość późno, gdy w koszarach i na dziedzińcach panował już ruch w całej pełni. Żołnierze rozniecili na nowo ognie, by upiec mięso, które stanowiło prawie wyłączny ich pokarm, spożywany trzy razy na dzień. Inni krzątali się około koni, a niektórzy pędzili je do wody.
Byłem przygotowany, że Jordan zawezwie mię do siebie w celu ostatecznego omówienia obchodzącej go sprawy w najmniejszych jej drobiazgach. Omyliłem się jednak. Ambitny generalissimo pofatygował się do mnie sam w towarzystwie generała. Widocznie miał to na uwadze, że gdyby nas zawezwał, żołnierze jego zaczepiliby nas po drodze.