Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/429

Ta strona została skorygowana.
—   401   —

Kapitan i sternik pożyczyli sobie koni, i niebawem byliśmy gotowi do drogi.
Eskorta, mająca nam towarzyszyć do Buenos Ayres, składała się z tyluż ludzi, ilu było nas, a oprócz tego rotmistrz miał pod swoją komendą dziesięciu jeźdźców, dodanych w celu odprowadzenia z powrotem koni. Gdyśmy wyjeżdżali, Jordan stał opodal z generałem i dawał nam ręką znaki pożegnania.
Podążyliśmy ku rzece nie tą drogą, którą nas tutaj przypędzono, lecz zboczyliśmy nieco ku południowi. Major, zapytany przeze mnie o przyczynę tego, wyjaśnił, że w miejscu, do którego zdążamy, rzeka robi znaczny zakręt w głąb stepu, tą więc drogą dojedziemy do niej o wiele prędzej. Do rotmistrza nie odzywałem się wcale, by nie zdradzić, że jestem z nim w porozumieniu.
W drodze stwierdziłem ku wielkiemu memu zadowoleniu, że zarówno kapitan, jak i sternik, trzymali się w siodle wyśmienicie. Dotychczas trudno mi było coś o tem powiedzieć, gdyż wszyscy podczas jazdy byliśmy przywiązywani do siodeł, co — rzecz prosta — nie pozwalało wykazać zdolności w tym kierunku.
— Charley! — zagadnął mię Turnerstick, gdyśmy wyjechali na szczery step, — gdy teraz pomyślę o naszych przejściach dni ostatnich, przychodzę do wniosku, że jednak była to straszna dla nas wszystkich łapka. A mimo to, przyznać panu należy, że umiałeś wydobyć z niej siebie i nas iście po mistrzowsku. Ciekawy jestem, co sobie pomyślą te draby, gdy po przybyciu do Buenos Ayres spostrzegą się, żeśmy ich w rezultacie tak sromotnie zwiedli.
— Przedewszystkiem oni do Buenos nie dojadą, bo ich w pewnem oddaleniu wysadzę z tratwy na ląd.
— To się nie obejdzie bez walki. Ano, dobrze. Rad nawet jestem z tego, bo mię pięść swędzi. Co jednak będzie potem? Pojedziemy do Buenos?
— Nie wiem jeszcze, jak wypadnie. Przecie ja z kilku towarzyszami dążymy do Gran Chaco. Niestety,