Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/439

Ta strona została skorygowana.
—   409   —

Tymczasem major zwrócił się z poleceniami do żołnierzy, którzy mieli wracać z końmi do „castella“ Jordana. Spostrzegłszy jednak rotmistrza, wstępującego na tratwę w otoczeniu moich towarzyszów, zapytał:
— Cóżto? rotmistrz na tratwie?
Ponieważ wydawałem w tej chwili polecenie yerbaterowi, aby sprowadził na tratwę mego konia, więc słów majora mogłem nie dosłyszeć.
— Co się stało? — zapytałem, zwracając się ku niemu.
— Poco rotmistrz wsiadł na tratwę? — powtórzył pytanie Cadera.
— Prawdopodobnie poto, by z nami popłynąć — rzekłem.
— Diabolo! Kto mu na to pozwolił?
— Czyż Jordan nie wspominał panu o tem?
— Nie wiem nic o takiem poleceniu — rzekł zaniepokojony i zwrócił się do żołnierzy, mających wracać.
Ja tymczasem przystąpiłem do przewodnika tratwiarzy, który stał tuż na brzegu, i szepnąłem mu:
— Pięćdziesiąt talarów więcej, jeżeli ci żołnierze zostaną na brzegu.
— Dobrze, sennor! — odrzekł kierownik.
Zwróciłem się następnie do tracącego głowę majora i rzekłem:
— Wcale się temu nie dziwię. Teraz przekonasz się pan nareszcie...
— O czem?
— Że znajdujesz się pan pod moim nadzorem.
— Jakto? co pan pleciesz? Ja? pod pańskim nadzorem?
— Powiedziałem to panu przecie nie tak dawno, i chyba nie mogłeś pan jeszcze zapomnieć.
— Nic nie rozumiem...
— Muszę więc powiedzieć to panu najwyraźniej: prawdopodobnie sennor Jordan nie ma do pana zbytniego zaufania...