Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/452

Ta strona została skorygowana.
—   420   —

gdy będziemy przepływali koło innej ławicy z aligatorami.
Nieznajomy podróżny podczas tej naszej rozmowy przypatrywał mi się ciekawie, ja zaś udawałem, że jest mi to zupełnie obojętne.
Po niejakimś czasie zbliżyliśmy się do ławicy piasku, na której leżały dwa wielkie aligatory w oddaleniu dwudziestu mniej-więcej kroków jeden od drugiego i w takiejże odległości od wody.
— Będzie pan strzelał? — zapytał mię brat Hilario.
— Tak, i proszę uważać.
Podszedłem do baryery pokładu, a tuż za mną podążył elegancki pan, zdradzając wielką ciekawość, nieusprawiedliwioną zresztą, gdyż dla prawdziwego i doświadczonego westmana zastrzelić aligatora to żadna sztuka.
Aligatory leżały zwrócone bokiem do strzału, a więc miałem znakomicie udogodniony cel. Byli tacy, którzy również chcieli strzelać, ale yerbatero wstrzymał ich, mówiąc:
— Popatrzcie raczej, jak się strzela, no, i jak się trafia w aligatora, niejednemu z was przydać się to może.
Oczy wszystkich zwróciły się na mnie, co mię trochę denerwowało, bo nie byłem pewny, czy naboje były dobre i czy w razie wadliwego ich sporządzenia nie skompromituję siebie i swego karabinu.
W chwili, gdy okręt znalazł się w najmniejszej odległości od ławicy, zmierzyłem się i dałem dwa strzały jeden po drugim, co wywołało wrażenie, jakobym wcale nie celował. Tak czynią zazwyczaj strzelcy na preryach, chwytając wprawnem okiem cel, zanim jeszcze broń do ramienia przyłożyli. Cała sztuka polega na tem, aby lufę przenieść odrazu na linię, łączącą oko z celem, i aby nią nie wodzić zbyt długo, szukając punktu, gdyż przez to powoduje się zwykle drżenie ręki. Tego systemu strzelania uczyłem się całe miesiące, a znać go powinien każdy, kto w puszczy lub