Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/454

Ta strona została skorygowana.
—   422   —

niebezpieczny? Przecie, u licha, nie jesteśmy na pełnem morzu!
— I dlatego właśnie obawy jego są uzasadnione. Burza na morzu, gdzie niema lądu, ani skał, nie jest tak niebezpieczna, jak tutaj. Tu okręt z łatwością rozbić się może o brzeg lub o którąś z wysepek.
— Przecie można zarzucić kotwicę i czekać, zanim burza nie przeminie.
— To się łatwo mówi, sir, ale w praktyce nie można tego stosować, bo przedewszystkiem do zarzucenia kotwicy trzeba znaleźć dogodne miejsce, a powtóre, wicher silniejszy jest od lin okrętowych i z łatwością porwać je może na strzępy, okręt zaś rzucić o brzegi.
— Nie zdaje mi się...
— Bo pan widocznie nie wie jeszcze, co znaczy „pampero“.
— No, niechby sobie przyszedł „master pampero“; radbym mu zajrzeć w ślepia.
— Oj! radzę panu nie obrażać tego olbrzyma...
W czasie tej krótkiej naszej rozmowy niebo całe pokryło się chmurami, powodując groźne mroki, a silny wiatr począł uginać trzciny nadrzeczne do samej ziemi.
Udałem się na przedni pokład zobaczyć, jak się miewa mój gniadosz, i przywiązać go dobrze. Kapitan w tej chwili właśnie wołał głośno:
— Pampero się zbliża! i to mokry! Proszę pod pokład!
Marynarze poczęli uwijać się po pokładzie, przygotowując się na przyjęcie burzy, ja zaś wyciągnąłem gniadosza z pomiędzy pak i skrzyń, bo groziło mu tam niebezpieczeństwo, a nie pytając nikogo o pozwolenie, wyprowadziłem swego ulubieńca na środek okrętu i tu pod rozpiętem płótnem przywiązałem silnie do żelaznego kółka.
Ledwie wydostałem się z pod płótna, wicher, miotając mi piaskiem w oczy, uderzył tak silnie, że omal mię nie zmiótł z pokładu. Powierzchnia wody fałdowała się