Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/463

Ta strona została skorygowana.
—   429   —

Wysiłki energicznego kapitana nie poszły na marne, bo, zbliżywszy okręt do brzegu, zdołano oprzeć dno jego na stałym gruncie, aby zaś się nie wywrócił, za rzucono w odpowiednich miejscach kotwice. Następnie majtkowie wydobyli z pod wody łódź ratunkową i przeprawili wszystkich podróżnych na brzeg.
Rozumie się, że gdybyśmy byli wiedzieli, iż statek zostanie ocalony, bylibyśmy pozostali na jego pokładzie i nie ociekali teraz wodą, drżąc z zimna i kłapiąc zębami.
O dalszej podróży rzeką nie mogło być i mowy, gdyż przedewszystkiem kapitan musiał zarządzić wyczerpanie wody z dolnych części statku, a następnie naprawienie bardzo poważnych uszkodzeń.
Gdy już wszyscy podróżni znaleźli się na brzegu i okrętowi nic już nie groziło, kapitan wsiadł na łódź i kazał się przeprawić do flisaków, aby ich wyłajać za spowodowanie jakoby wypadku i zażądać odszkodowania. Że jednak ludzie ci nic właściwie nie zawinili, a ponadto sami ponieśli znaczną szkodę, bo przecie całe jedno pole poszło z wodą, więc po długich wyjaśnieniach i wzajemnych wymówkach stanęło na tem, że winnych nie było wcale: flisacy bowiem nie mogli słyszeć dzwonienia z powodu ryku burzy, a kapitan nie mógł dostrzec tratwy z przyczyny ciemności. Ostatecznie kapitan zalecił flisakom, aby zażądali odszkodowania za stracone kloce drzewa od Towarzystwa, którego okręt był własnością.
Dzikie pobrzeże Parany ożywiło się od wysadzonych z okrętu pasażerów, którzy suszyli się po przymusowej kąpieli, że zaś wiatr dął silny, więc odzież w ciągu paru godzin wyschła zupełnie. Sądziłem, że kąpiel w burzliwych nurtach rzeki przyprawi niejednego o zaziębienie, — ale jakoś wszyscy wyszli z niej obronną ręką, a co dziwniejsza, na chorą staruszkę Indyankę wypadek ten podziałał w sposób wprost cudowny, gdyż czuła się lepiej, niż przed nim.
Według oświadczenia kapitana, naprawa okrętu wy-