Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/476

Ta strona została skorygowana.
—   442   —

— Mogę prawdziwość jej ze spokojnem sumieniem stwierdzić nawet przysięgą.
— Odkrywając mi te machinacye Jordana, wyświadczyłeś pan ogromną przysługę naszej słusznej sprawie, i wyślę natychmiast posłańca do Buenos Ayres, aby powiadomił o wszystkiem prezydenta. Może jeszcze nie będzie zapóźno...
— Kogóż pan wyśle?
— Mego murzyna. To bardzo rozgarnięty i zupełnie oddany mi człowiek.
— W jakiż sposób pojedzie on tam?
— Okrętem.
— Niechże go pan wyśle tak, aby nikt tego nie zauważył.
— Dlaczego? Czy niedowierzasz pan tutejszemu rancherowi?
— Nie znamy go, i to wystarczy, aby mu zbytnio nie ufać, tembardziej, że niedobrze mu patrzy z oczu.
— Słusznie, sennor. Napiszę parę słów i dla wszelkiej pewności pouczę murzyna ustnie, bo kto wie, co go w drodze spotkać może.
To mówiąc, wyjął z kieszeni portfel, zapełniony dokumentami i banknotami, wyrwał kartkę z notatnika, a napisawszy słów parę, przywołał murzyna i udzielił mu odpowiednich zleceń.
Ranchero w tym czasie poszedł był po coś do izby, wobec czego czarny mógł spokojnie i nie zauważony przez nikogo oddalić się w drogę, a ja opowiedziałem pułkownikowi wszystko, co mogło mieć dla niego jakąkolwiek wagę.
— I pan chce jechać prosto do Gran Chaco? — pytał pułkownik, gdy skończyłem swe opowiadanie. — Czyż nie lepiej byłoby, aby mi pan towarzyszył do Palmar?
— Poco? Nie mam tam żadnego interesu.
— Ale dla mnie byłoby to bardzo pożądane. Na okręcie nie czuję się bezpiecznym i wolałbym odbyć tę podróż aż na miejsce konno, oczywiście, gdyby i pan