wiło się dwoje dzieci. Twarzy nie mogłem dobrze rozeznać, ani też ubrania, gdyż kaganek łojowy oświecał izbę bardzo skąpo.
Nie spodziewając się usłyszeć tu nic ciekawego, podszełem do drugich drzwi naprzeciw. Były one zaopatrzone w klamkę drewnianą, pozwalającą otwierać drzwi dowolnie z wewnątrz i z zewnątrz. Uchyliłem drzwi ostrożnie i spojrzałem do środka. Skąpa struga światła z drzwi przeciwległych oświetliła tę izbę o tyle, że mogłem widzieć jej urządzenie, które kazało mi się domyślić, iż jest to kuchnia. Przeszedłszy ją w poprzek, wyszedłem przeciwległemi drzwiami na zewnątrz domostwa i wróciłem do ogniska, gdzie stali, rozmawiając, pułkownik z braciszkiem.
Nie zdążyłem jeszcze opowiedzieć im o rezultacie moich oględzin domostwa i o tem, że znalazłem w niem kobietę z dwojgiem dzieci (co zaintrygowało mię z tego względu, iż nie pokazywała się dotąd na zewnątrz, jakby się ukrywając), gdy nadszedł z pomiędzy dwu corralów ranchero w towarzystwie jakiegoś obcego człowieka.
Obcy ów mężczyzna, w młodym jeszcze wieku, ubrany był, jak każdy inny gaucho, i tylko obuwie oraz ostrogi świadczyły, że gauchem nie jest. Postawą też swoją i ruchami zdradzał człowieka inteligentnego, który dla jakiejś przyczyny maskuje się starannie. Jaki w tem miałby interes? — pomyślałem sobie.
Obaj zbiżyli się do nas, a ranchero zapytał:
— Czy zadowoleni jesteście panowie z mej gościny? nietrzeba panom czego?
— Dziękujemy — odparłem. — Nic nam nietrzeba, i zaraz idziemy spać.
Podczas tej wymiany słów pomiędzy mną a rancherem towarzyszący mu młody człowiek przyglądał się uważnie pułkownikowi, który jednak odwrócił się szybko od światła, poczem obcy zwrócił się do mnie z zapytaniem:
— Może napoić pańskiego konia?
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/480
Ta strona została skorygowana.
— 446 —