Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/483

Ta strona została skorygowana.
—   449   —

— Ale z tem ostrożnie, aby nie wzbudzić w nich podejrzenia!
— Oczywiście! Ten skórzany jegomość odrazu zauważył, że nie jestem gauchem. To ogromnie sprytny i przebiegły człowiek. No, ale my mu przytniemy skrzydeł!
— Czy istotnie byłby on dla nas niebezpieczny?
— Och! i nie tylko on sam, ale każdy poszczególnie z tego miłego towarzystwa. To też użyjemy względem nich podstępu, bo to pewniejsze, niż przemoc.
— Mojem jednak zdaniem, podstęp tu zbyteczny. Przecie mamy w pobliżu około czterystu żołnierzy. Połowa z nich obsadziła już przejścia między corralami, a reszta pojawi się tu najdalej za kwadrans. Pocóż więc taka ostrożność?
— Nie znasz pan tych ludzi. Opowiadał major Cadera, że oni bez wątpienia muszą mieć wpośród siebie dyabła... Najlepiej będzie, gdy zaczekamy, aż posną, a następnie osaczymy ich pocichu i obezwładnimy bez przelewu krwi. Gdzie mają nocować?
— Przed szopą, a może w samej szopie.
— Dlaczego nie w izbie?
— Bo tu przecie musi być miejsce dla panów oficerów.
— Szkoda. Gdyby draby nocowali w izbie, mielibyśmy ułatwione zadanie.
— Nie mogłem przecie wiedzieć, co to za ludzie. Zdawało mi się, że to banda zwykłych wagabundów.
To, com się dowiedział, wystarczało mi najzupełniej. Chcąc, ażeby, gdy wyjdą, zastali mię przy ognisku, wycofałem się z niebezpiecznego stanowiska — i dobrze się stało, gdyż po krótkiej chwili wyszedł z izby porucznik, niestety, sam jeden, co mię wprawiło w kłopot.
Jak miałem uczynić?
Gdybym przytrzymał oficera, ranchero uciekłby najniezawodniej i sprowadził na nas bezzwłocznie całą bandę. Ujęcie zaś samego ranchera na nic nam przydać się nie mogło.