Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/491

Ta strona została skorygowana.
—   457   —

— Tak pan radzi? — zapytałem z wyrazem zakłopotania, a po chwili, udając, jakobym istotnie był zrezygnowany poddać się, rzekłem:
— Tak, niema innej rady, tylko poddać ssę... Nie pomyślałem o tem dotychczas.
A żołnierz, widocznie człek bardzo tępego umysłu, wziął te moje słowa za dobrą monetę i począł mi znowu doradzać:
— Oczywiście, że najmądrzej pan zrobi, poddając się. Proszę mi wierzyć, że bardzo dobrze panu życzę...
— Tak sądzicie? Hm... Czyżby jednak nie było żadnego dla nas wyjścia? Gdybyśmy tak naprzykład nie ruszyli się z tego miejsca?...
— Wówczas major przedsięwziąłby atak.
— Tak, o ile byłoby to możliwe. Przecie obsadzilibyśmy corrale i mamy broń.
— My ją mamy również. Cztery oddziały natrą na was jednocześnie i ścisną was tu tak, że nie będzie innej rady, jak tylko kapitulować lub zginąć rozumował żołnierz, uśmiechając się chytrze.
— No, dobrze pomyślę nad tem.
— Być może, że major zdecyduje się udzielić wam pewną zwłokę do namysłu. Czy zapytać go o to?
— Jak? Przecie go tutaj niema? — rzekłem.
— Pójdę do niego — odparł z całą pewnością siebie.
Widoczne było, że głuptasowi temu bardzo zależało na tem, by jak najprędzej wyrwać się od nas, pomimo, że czuł dobrze, iż nic mu z naszej ręki nie grozi. Przeciwnie, udawaliśmy właśnie sami mocno przygnębionych.
Rozumie się, że tych uzyskanych od żołnierza wiadomości nie można było uznać za pocieszające. Ale pomimo to nie traciłem ani na chwilę otuchy i już teraz byłem pewny, że wyjdziemy z tej niespodzianej afery zwycięsko.
Udając jednak dalej, ozwałem się do żołnierza:
— Ano, przepadło! Jesteśmy zgubieni!