Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/495

Ta strona została skorygowana.
—   461   —

uda uniknąć ataku ze strony oddziału. Ranchero jest obezwładniony. Teraz każę związać jego żonę oraz dzieci i w razie, gdyby wojsko przedsięwzięło przeciw nam kroki zaczepne, wystrzelam całą tę niewdzięczną rodzinę.
— Och, sennor! — jęknął ranchero żałośnie.
— Pan sam winieneś wszystkiemu — rzekłem, — bo wydałeś nas tym zbójom, pomimo, że byliśmy pańskimi gośćmi!
A zwróciwszy się do Larsena, dodałem: — Zanieś go pan do szopy, a ja tymczasem każę ująć jego żonę i dzieci...
Larsen chwycił ranchera wpół i poniósł do szopy, a żołnierz ozwał się:
— To byłby mord, sennor! Zresztą nic wam to i tak nie pomoże.
— Zobaczymy. Tymczasem muszę jeszcze rozmówić się z majorem.
— Czy mam pójść i zawezwać go tu? — zapytał skwapliwie.
— Poproszę was o to. Ale najpierw niech tu przyjdzie sennor Gomarra.
— A na co on tu potrzebny?
— To już moja rzecz — rzekłem i dodałem: — Proszę zaczekać chwilę.
Poczem wziąłem pułkownika pod ramię i, odprowadziwszy go na bok kilka kroków, pouczyłem go po cichu, jak się ma w tej chwili zachować. Rozumie się — udawaliśmy, że rozmawiamy o czemś bardzo ważnem, i to jakby ukradkiem przed żołnierzem. Wreszcie pułkownik wyrwał się dość głośno:
— Ależ ja się na to nie zgodzę!
— Ciszej, na Boga! — upominałem go, symulując przestrach, — bo ten drab nas podsłucha.
— Wszystko mi jedno! — mówił pułkownik. — Mogę udzielić panu jednej godziny zwłoki do namysłu.
Rozmawialiśmy znowu czas jakiś pocichu, symulując podnieconych, poczem niby to wpadłem w gniew i rzekłem głośno: