Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/496

Ta strona została skorygowana.
—   462   —

— Nic w tem niebezpiecznego. Uciekniemy wszyscy... wszyscy...
— Na tamten świat...
— Założę się, że draby nie zauważą, gdyż są pomęczeni i drzemią, a my przedrzemy się przez ich stanowiska tak niespodziewanie, że pogłupieją; nim zaś się spostrzegą, dopadniemy rzeki, wsiądziemy na okręt i... jazda!
— Hm, może to i dobra myśl — rzekł po pewnym niby namyśle Alsina. — Najlepiej byłoby prosto ku południowi, aby nie nakładać drogi.
— Ciszej, sennor! ten drab może posłyszeć, i wówczas wszystko na nic.
Jeszcze przez chwilę zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy prowadzili żywą rozmowę, poczem wróciliśmy do ogniska. Na ustach żołnierza igrał tajemniczy uśmieszek ironii i tryumfu. Był przekonany, że wdarł się w nasze tajemnice. i nie dziwiło mię to, bo nawet o wiele mądrzejszy od niego byłby się dał w ten sposób otumanić. Odegraliśmy komedyę wybornie.
— Porozumiałem się już z pułkownikiem — rzekłem do żołnierza; — zgodził się na prowadzenie układów. Niech major powie, kogo z nas chce zabrać do niewoli.
— Wszystkich! to nie ulega — żadnej wątpliwości.
— Oho! wszystkich! Są przecie tacy, na których mu wcale nie zależy. Idźcie więc i powiedzcie majorowi, żeby nam przysłał Gomarrę, jako parlamentarza, samego i bez żadnej broni. Kto inny musiałby zostać tu, jako zakładnik. I proszę jeszcze powiedzieć, że obsadzimy wszystkie cztery wyjścia między corralami i każdego, ktoby się zbliżył, przywitamy ogniem. Ma tu przyjść tedy tylko jeden Gomarra, a tymczasem trwa między nami zawieszenie broni. Marsz!
Żołnierz odetchnął głęboko, rad, że się wyrwał nareszcie z naszych kleszczów.
Po jego odejściu pułkownik zwrócił się do mnie:
— Czyżby pan miał jaki plan wyjścia? Bo zdaje mi się...