Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/497

Ta strona została skorygowana.
—   463   —

— Owszem, wydostaniemy się stąd jeszcze przed ukończeniem układów.
— Ku południowi, jak to pan mówił?
— Ech, nie! Umkniemy właśnie na północ. Poprzednio umyślnie mówiłem, że uciekniemy ku rzece, aby żołnierz podsłyszał i zameldował to majorowi, który niezawodnie skieruje w tamtą stronę baczną uwagę, a my tymczasem czmychniemy w stronę przeciwną.
— Tam przecie żołnierze obsadzili wyjście.
— To też nie myślę ja wcale lecieć im wprost w objęcia, tylko zamierzam pocichu przejść tam, gdzie nikogo nie będzie na straży, a mianowicie przez żywopłot.
— Ach, tak? — szepnął zdziwiony.
— Ależ to zupełnie niewykonalne! Dosłyszą szmer i albo nas wyłowią, albo wlot wystrzelają.
— Jestem innego zdania, pułkowniku, i proszę tylko posłuchać. Cała ta posiadłość tworzy wielki prostokąt, składający się z czterech mniejszych prostokątów czyli corralów, ogrodzonych żywopłotami kaktusowymi. U zbiegu ich rogów w samym środku znajduje się rancho, skąd wychodzą cztery główne ulice. Otóż u ich zewnętrznych wylotów usadowił major części swego oddziału, będąc pewnym, że przez ogrodzenie kaktusowe nikt się stąd nie wydostanie; zresztą nie wystarczyłoby mu nawet ludzi do obstawienia całego wielkiego prostokąta. W tem więc miejscu, gdzie najprawdopodobniej żadnej niema warty, musimy wybić w żywopłocie dziurę i... ulotnić się przez nią.
— Nie wierzę w powodzenie tego planu, sennor. Żywopłot jest tak kolczasty, że pokaleczylibyśmy się na śmierć.
— Nieusprawiedliwiona jest twoja obawa, pułkowniku, i zobaczy pan, jak to łatwo pójdzie. Nie pierwszy zresztą raz spróbuję tej sztuki. Ale cicho! ktoś się zbliża...
Nie obsadziłem dotychczas wewnętrznych wylotów ulic, gdyż byłem pewny, że major wstrzyma się jeszcze z atakiem. A jednak przyznać trzeba, że było to z mej