Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/503

Ta strona została skorygowana.
—   467   —

mnie w ten sposób, bo jesteś pewny, że, jako parlamentarzowi, nic mu nie zagraża... Nieprawdaż?
— Względem mnie nie ważyłbyś się pan na nic i wówczas nawet, gdybym nie był parlamentarzem — odparł szorstko. — Pan mię nie znasz. Wprawdzie urodziłem się z rodziców Indyan, ale umiem czytać i pisać tak, jak i pan, a ponadto podróżowałem dosyć po świecie, polowałem w Andach i niejednemu niebezpieczeństwu zajrzałem w oczy. Kto z was mógłby się poszczycić czemś podobnem? Nikt! Oto wszystko, co wam miałem powiedzieć!
Wyznanie to nie oburzyło mię również, ani też zdziwiło. Bo, mojem zdaniem, człowiek zdolny i silny, ale nie mający poczucia własnej siły i zdolności, godzien jest pogardy w tym samym stopniu, jak głupi i pyszałkowaty samochwalca. A przytem niepodobna przecie było spodziewać się od półdzikiego mieszkańca Ameryki Południowej, aby umiał zachować między jednem a drugiem należytą miarę.
Ponieważ wobec odezwania się Indyanina zachowałem zupełną powagę, starali się też o powagę i moi towarzysze.
Tylko Larsen nie mógł wytrzymać i rzekł:
— Niechno pan trochę spuści z tonu! Wprawdzie i mnie uczono czytać i pisać, ale to było już dawno, i radbym zmierzyć się z panem, ale na inny sposób, a mianowicie...
Przy tych słowach przystąpił ku Indyaninowi, chwycił go za pas, podniósł w górę i wywinął ponad głową młynka kilkanaście razy, poczem postawił go znowu jak lalkę na ziemi, a zacisnąwszy pięści, dodał:
— O, tak! A teraz niech pan spróbuje zrobić ze mną to samo! Indyanin popatrzył ze zdumieniem na olbrzyma i ledwie wykrztusił:
— No, co do tego, to ja... ja... niebardzo...
— Niechże się więc pan nie chełpi wobec nas! My tu umiemy niejedną podobną sztukę. Nawet naj-