— Kładę jednak za warunek — dodałem, — aby się tu nikt inny nie pokazywał. Albo major, albo żaden z was! Zrozumiano? Chcemy jak najprędzej skończyć z tem wszystkiem. Abyś zaś pan mógł opowiedzieć majorowi szczegółowo, coś tu słyszał i widział, przeznaczam na to całą godzinę czasu.
— Dobrze! — odrzekł, spoglądając na mnie z wyrazem politowania. — Radbym był na odchodnem powiedzieć panu co innego, ale nie mogę... szkoda, że nie mogę. Przedstawiono mi pana w zupełnie mylnem świetle. Myślałem bowiem, że będę miał do czynienia z człowiekiem roztropnym, mądrym, groźnym, przebiegłym, nieubłaganym, a tymczasem poznałem w nim najzwyklejszego pod słońcem pospolitaka. Hołd składam i żegnam! — rzekł ironicznie i, zadowolony ze swego konceptu, odszedł.
Po chwili brat Hilario zwrócił się do mnie z gorzką wymówką:
— Jestem naprawdę zdziwiony niewolniczą uległością pańską. Jak pan mogłeś znosić grubijaństwa tego człowieka!
— Jak mogłem? Ano, stolerowałem je z tej prostej przyczyny, aby tego głupca wprowadzić w błąd, i nadspodziewanie rzecz udała mi się doskonale. Ludzie ci muszą teraz uwierzyć, że jesteśmy bezsilni i bezradni, że nie posiadamy ani rozumu, ani odwagi, by się stąd wydostać. Zresztą szkoda obecnie czasu na bliższe wyjaśnianie mego postępowania. Idę do corralu, a tu niech wszystko pozostanie tak, jak jest. Gdyby się tu kto zbliżył przed upływem godziny, proszę strzelać!
Poszedłem do izby i tamtędy przez otwór, założony grubemi belkami, dostałem się do północnego corralu. Wystarczało odsunąć tylko dwa z tych kloców. Zwierząt w corralu nie było wcale. Dla pewności postanowiłem zbadać dokładnie, czy nie czai się tu gdzie w pobliżu straż wojskowa. Zaniechałem jednak tego zamiaru ze względu na brak czasu. Stanąwszy natomiast tuż
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/506
Ta strona została skorygowana.
— 470 —