Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/511

Ta strona została skorygowana.
—   475   —

— A gdybyśmy się bronili?...
— Na nic się to nie zda. Z nastaniem dnia żołnierze poczynią wyłomy w żywopłotach i przypuszczą atak.
— Ba! ale i my również możemy zrobić wyłom i uciec wam z przed nosa.
— Nie macie koni...
— Tem lepiej, bo snadniej pochowamy się przed wami. Ale proszę mi powiedzieć, dlaczego pan zamierzasz zaatakować nas aż dopiero rano?
— Widać z tego pytania, że nie jesteś pan oficerem. Przecie, gdybyśmy w nocy zaczęli rąbać żywopłot, ludzie pańscy strzelaliby do nas.
— Tak, istotnie. Ale dlaczego, u licha, ja nie wpadłem na myśl przedostania się w ten sposób na zewnątrz corralu przez wyłamanie żywopłotu?
— Nie udałoby się to wam. Wystrzelalibyśmy was albo połapali na bola.
— Tak, nie pomyślałem o tem... Słyszałeś, bracie Hilario? — dodałem, zwracając się do zakonnika.
A major mówił dalej:
— Wy nawet pojęcia nie macie, co to jest kaktus z jego strasznymi kolcami. Przecie gdybyście spróbowali wyrąbać sobie w żywopłocie ujście, nie uszłoby to naszej uwagi, bo niezbędne są ku temu siekiery i żerdzie. Pierwsze uderzenie topora sprowadziłoby na wasze głowy tysiąc moich żołnierzy.
— Tysiąc? Słyszałem tylko o czterystu.
— Mylnie pana poinformowano. Mam pod swą komendą tysiąc ludzi, wobec czego możesz pan być pewny, że żywcem stąd w żaden sposób się nie wydostaniecie. Mówię panu wszystkie te szczegóły jedynie dlatego, abyście nie narażali się na rozlew krwi swojej. I gdy poddacie się dobrowolnie, uczynię wszystko, co leży w mej mocy, aby złagodzić waszą dolę. Przewodnik ze swą matką jest wolny zupełnie.
— Czy moglibyśmy jechać z wami bez kajdan?
— O, nie! Nie mogę wam tego obiecać.