Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/513

Ta strona została skorygowana.
—   477   —

cichu wysunęliśmy się wszyscy z corralu i chyłkiem pomknęliśmy w step, przyczem koniowi swemu położyłem dłoń na nozdrzach, aby przypadkiem nie parsknął. Zatrzymaliśmy się dopiero w oddaleniu co najmniej sześciuset kroków.
— Sennor! każdej chwili szkoda! — rzekł pułkownik. — Uciekajmy jak najprędzej, bo nas dogonią.
— Hm! niełatwo to uciekać pieszo! potrzeba nam koni...
— Tak, ale skąd je wziąć? chyba ukraść?
— A chociażby. W podobnych okolicznościach nie jest to żadną zbrodnią, zwłaszcza, że ukradniemy je żołnierzom, a ci z pewnością ich nie kupili, lecz również pokradli.
— No, no! nie wiedziałem, że masz pan żyłkę koniokrada. Ciekaw tylko jestem, jak się pan do tej rzeczy zabierze. Sprawa ogromnie ryzykowna!
— Kto chce kraść konie, musi oczywiście odważyć się na ryzyko. Na to już niema rady. Zresztą uda się ze mną po konie tylko sennor Monteso, a wy wszyscy zaczekacie tutaj.
— No, proszę! — zaśmiał się pocichu Monteso. — Byłem całe życie uczciwy, a teraz muszę zostać koniokradem. Znakomita sposobność!
Chyłkiem podążyliśmy obaj w prawo popod otaczające rancho corrale, gdzie spodziewałem się znaleźć konie. Jakoż niebawem usłyszeliśmy parskanie.
— Połóż się pan teraz w trawie — szepnąłem do yerbatera — i popełznij za mną, ale ostrożnie, bo najlżejszy szmer może nam popsuć całą sprawę.
— Dokąd mamy pełznąć, skoro już tutaj są konie?
— Chciałbym oprócz koni ukraść także człowieka.
— Czyś pan zwaryował? Kogóż to pan chce ukraść?
— Zabiorę nadporucznika Gomarrę. Radbym go ukarać za to, że mię sobie lekceważył... A przytem jest on znakomitym przewodnikiem i przyda się nam bardzo. Trzeba tylko śpieszyć, bo major, spostrzegłszy naszą ucieczkę, zaalarmuje wnet wojsko. Naprzód!