i strumienie, które jednak nie utrudniały nam zbytnia jazdy, — bagniste zaś miejsca nietrudno było w noc jasną poznać po roślinności, różniącej się wybitnie od trawy stepowej.
Dwie godziny forsownej jazdy bez wytchnienia minęły, jak jedna chwila, a jeniec nasz nie dawał znaku życia, i napełniła mię obawa, czym go przypadkiem nie udusił... Nie było to wcale moim zamiarem i nie radbym obciążać sumienia nawet mimowolnie spowodowaną śmiercią bliźniego.
Zaniepokojony bezwładnym stanem Indyanina, kazałem towarzyszom zatrzymać się i zsiąść z koni, poczem ułożyliśmy biedaka na ziemi i rozwiązaliśmy mu nogi. Jeniec mój jednak, gdy tylko poczuł, że jest wolny, zerwał się z ziemi i jął nam wymyślać, na czem świat stoi. Gdy zaś wylał już z siebie wszystką żółć i uspokoił się nareszcie, rzekłem do niego:
— Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak nagle zmartwychpowstał. Zachowywałeś się pan przez parę godzin tak spokojnie, że obawiałem się, iż pan nie żyje. Dlaczego nie poruszałeś się dotychczas?
— Alboż mogłem? Skrępowaliście mię, jak barana.
— Mogłeś pan przynajmniej mówić.
— Poco? aby panu powiedzieć, że jesteś istotnie niebezpiecznym łotrem? Na to jest i teraz dosyć czasu! Gdybym tylko nie był obezwładniony!... no!
— To cóż byłoby wówczas? Byłbyś pan tak samo powiedział zapewne, że jestem głupcem, czy idyotą, wreszcie człowiekiem wyzutym z wszelkiej godności. A jednak właśnie dlatego, że jestem mądrzejszy od pana i posiadam więcej od niego godności ludzkiej, puściłem pańskie obelgi mimo uszu, wiedząc napewno, że niebawem będziesz pan wobec mnie upokarzająco zawstydzony. Nie bój się pan jednak niczego. Podobasz mi się, pomimo wszystko.
— Radbym jednak wiedzieć, co zamierzasz ze mną uczynić...
— Będziesz pan naszym przewodnikiem.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/516
Ta strona została skorygowana.
— 480 —