— Szkoda! Czasem wynurzenie jakiegoś tajemnego smutku czy boleści wobec osoby życzliwej przynosi znaczną ulgę.
— To prawda. Ale czy dzisiaj łatwo znaleźć szczerego, życzliwego człowieka, przed którym możnaby otworzyć serce?
— O, dlaczegóżby nie. Są przecie na świecie ludzie współczujący i dobrzy. Pan sam wszakże byłeś takim ongiś...
— Nie przeczę. Cóż jednak warta myśl o tem, co już minęło. Gdybym zresztą i znalazł jaką życzliwą sobie duszę, o której pan wspominasz, to i tak niczego od niej, prócz współczucia, oczekiwać nie mogę.
— Jeżeli pan nie masz zaufania, to trudno. Wdzierać się przemocą w pańskie tajemnice nie mam zamiaru. A jednak domyślam się...
— Czego?... Przecie pan jesteś tu obcy...
— Mogę jednak pomimo to wiedzieć, że na zmianę usposobienia pańskiego wpłynęła zbrodnia. Zamordowano panu brata...
— Co? Skąd pan wie o tem? — podchwycił żywo.
— Powiedział mi to pański krewny.
— Plotkarz! I kto mu pozwolił rozpowiadać o moich sprawach?
— Niech się pan nie gniewa na niego, bo gdyby był tego nie powiedział, byłbyś pan w tej chwili już nie żył. Pan przecie obraziłeś mię ciężko, i jedynie przez wzgląd na to, co opowiadał mi bratanek, darowałem panu życie.
— Ba! ale byłem przecie parlamentarzem!
— Parlamentarza również obowiązuje, jak każdego innego, grzeczność, a przedewszystkiem ostrożność. Pan jednego i drugiego zaniedbałeś, i życie pańskie wisiało na włosku. Słyszałem jednak, żeś pan od chwili mordu zmienił się nie do poznania, i to właśnie usposobiło mię dla niego życzliwie. Bo kto wziął sobie tak bardzo do serca śmierć brata, ten niezawodnie godnym jest człowiekiem.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/519
Ta strona została skorygowana.
— 483 —