Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/524

Ta strona została skorygowana.
—   488   —

o nim tylko tyle, że miał krewnych w Banda Oriental, w pobliżu Mercedes.
— Tak, istotnie. Tego właśnie człowieka poznałem niedawno.
— Szczególny traf! Czy nie mógłby mi pan powiedzieć, gdzie on obecnie przebywa?
— Umarł. Byłem obecny przy jego łożu śmiertelnem...
— Umarł? I to w domu... zamiast, jak prawdziwy gambusino, w pustyni. Niech mu tam światłość wiekuista przyświeca! Był to człowiek zamknięty w sobie, ponury, smutny, jakby miał na sumieniu jakieś przewinienie. Czy pan nie wie co o tem? Nie chciałem oczywiście odpowiedzieć otwarcie na to pytanie Indyanina, bo nie ulegało już wątpliwości, że mordercą brata jego był ten sam człowiek, który zmusił gambusina pod przysięgą do zachowania tajemnicy co do morderstwa. A mordercą tym podwójnym był niewątpliwie sendador. Odrzekłem więc wymijająco:
— Jeżeli, jak pan powiada, człowiek ów był zamknięty w sobie, to skądżeby mu przyszło na myśl zrobić wyjątek dla mnie jednego?
— Niby racya. Ale przecie mógł pan coś więcej usłyszeć w tej sprawie, która, jak się domyślam, nie jest dla pana obojętna.
— Być może. Czy ów gambusino wiedział o zamordowaniu pańskiego brata?
— Nie! Nigdy z nim o tem nie mówiłem, jak wogóle z nikim. Zresztą nie znaliśmy się zbyt blizko, gdyż był on odludkiem i szukał zawsze samotności. Widywaliśmy się zwykle krótko, ledwie kilka słów zamieniając ze sobą, i potem rozchodziliśmy się. Nie dowiadywałem się nigdy o nim bliższych szczegółów, ani on nie był o mnie ciekawy.
— Czy to był jeden-jedyny człowiek, z którym się pan tam spotykał?
— Tak, oprócz oczywiście strzelców, o których