Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/53

Ta strona została skorygowana.
—   41   —

— Tatku! — zapytał po chwili jeden. — Czy to ten europejczyk, o którym wspominałeś?
— Tak, moje dziecko — odpowiedział ojciec obojętnie, zajęty pisaniem.
Mały ciekawski zwrócił się następnie do mnie z zapytaniem:
— Czy jesteś naprawdę idyotą?
— A kto ci o tem powiedział? — zapytałem.
— Tatko mówił tak do mamusi — ozwał się drugi.
— Co ty tam pleciesz? — wtrącił ojciec. — Mowa była nie o panu, lecz o robotniku z Europy, który pracuje u mnie i niczego nie można go nauczyć.
Ale malec nie dał się zbić z tropu i odrzekł:
— A jednak zaprosiłeś go w gościnę...
— No, no! nie wtrącaj się! — zgromił go Tupido. Mnie zaś zagadnął szybko: — Przedewszystkiem proszę, oto list do Jordana. Zaadresowałem go właśnie.
I oddał mi w ręce dużego formatu kopertę, naładowaną grubo, mieszczącą w sobie najmniej ze trzy arkusze papieru. Koperta była zaklejona starannie gumą arabską.
— Czy tu nie jest we zwyczaju oddawanie listów polecających bez opieczętowania?
— Nie, sennor; to się u nas nie praktykuje, gdyż zdarza się bardzo często, że w liście jest dopisek w innej jakiejś sprawie.
— Czy i w tym liście jest coś podobnego?
— Owszem.
— W takim razie dopisek ten musi być bardzo obszerny, i przyznam się szczerze, że byłoby mi o wiele przyjemniej, gdyby pan wyłączył go z właściwego listu.
— Ee, poco ten kłopot?... taka drobnostka!... Zresztą nigdy nie robię nic dwa razy i nie zmieniam powziętego zamiaru, nawet w rzeczach tak błahych.
— Hm! Nie dawniej jednak, jak dziś, zmienił pan postanowienie, wypłacając mi przekaz bez odliczenia procentu. Ale mniejsza o to. Oddam list w takim stanie, w jakim go otrzymałem.