— Tak, musiałem zaprzestać tych wędrówek, gdyż wyczerpały się już były wszystkie siły moje i nie mogłem wpaść na trop mordercy. Siedziałem czas jakiś nad jeziorem tygodniami całymi, myśląc, że go schwytam... niestety nadaremnie, i szkoda było tylko trudów moich i znoszenia głodu i zimna. Skoro jednak oddaliłem się stamtąd, pojawiał się on nagle, jakby z pod ziemi wyrósł lub spadł z chmur. Poznałem był to z pozostawionych przeze mnie znaków.
— Widocznie sprytny to człowiek i posiada nie byle jakie zdolności, jeżeli umie czaić się, jak jaguar. Przytem zna zapewne każdą ścieżkę, każdą szczelinę w owej górskiej pustyni.
— O, tak! nie dorównałby mu chyba nawet Geronimo Sabuco...
— Cóż to za osobistość?
— Nie słyszał pan tego nazwiska? Toż to najsłynniejszy przewodnik i znawca Andów; nazywają go z tego powodu sendadorem.
— Widziałeś go pan kiedy?
— Nie, nie miałem tego szczęścia.
— Czy bywa on często w tamtych stronach?
— On bywa wszędzie, ale główna jego kwatera znajduje się w Gran Chaco. Opowiadają o nim, że zna każdą piędź ziemi w Andach. I jeżeli pan chce przedostać się ku oceanowi, radziłbym panu wziąć go za przewodnika.
— Myślałem już o tem.
— Czyżbyś pan wiedział o nim przedtem?
— Tak, słyszałem już o nim.
— Jeżeli więc istotnie uda się pan w tamte strony i nie odmówi mej prośbie, to pojadę z nim razem aż do Pampa de Salinas. Cieszę się tem ogromnie, sennor...
— Ba, ale przecie należysz pan do armii Jordana.
— Co mię może w tej chwili obchodzić Jordan? Przyłączyłem się do niego wcale nie z przekonania... Nie mogłem wytrzymać dłużej w spokojnem, odludnem rancho, więc sprzedałem je, a uzyskane stąd pieniądze
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/531
Ta strona została skorygowana.
— 493 —