Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/533

Ta strona została skorygowana.
—   495   —

— Sądzisz pan, że ja wierzę w to, co pan mi obiecujesz... pan, zagorzały jordanista? Któż mi zaręczy, że nie będzie to pułapka właśnie dla nas samych?
— Sennor! pański brak zaufania jest dla mnie ogromnie bolesny...
— Jednak nie mogę panu zaufać. Wszak zamierzasz pan zdradę wobec swoich dotychczasowych przyjaciół, a czyż zdrajca zasługuje na wiarę?
Gomarra zamilkł i dopiero po dobrej chwili rzekł:
— Przyznaję słuszność pańskiemu rozumowaniu, pomimo, że słowa jego wcale nie są dla mnie pochlebne. Ale proszę tylko wziąć pod uwagę, że Jordan sam jest właściwie zdrajcą, i sprawiedliwie się stanie, gdy będzie zbierał to, co sam sieje. Służyłem mu wiernie, jak długo byłem do tego obowiązany. Obecnie jednak nie znajduję się w jego służbie i uważam się za zwolnionego od wszelkich względem niego obowiązków. Zresztą pamięć na mego zmarłego brata cenię o wiele wyżej, niż względy dla buntownika, u którego byłem wprawdzie oficerem, ale tylko za dziennym żołdem. Dodam jeszcze, że masz pan mię w swej mocy i w razie najmniejszego podejrzenia możesz mi pan odebrać życie, na co z góry jestem przygotowany.
— Tak, ale cóżby nam to pomogło, gdybyśmy już wleźli w zasadzkę...
— Zapewniam więc pana na wszystkie świętości, że jestem szczery i że nic złego przeciw wam nie zamierzam. Zresztą czyż pan nie spostrzegł, jaką radość sprawiło mi zezwolenie pańskie na podróż z wami w Kordyliery?
— Owszem, widziałem to i wierzę już w pańską szczerość. Jednak dla wypróbowania pana nie chciałem się na razie zgodzić na pańską propozycyę. Od tej więc chwili bądź pan nam życzliwym towarzyszem.
Pochyliłem się nad nim i przeciąłem więzy na rękach i nogach. Indyanin zerwał się z ziemi, wyciągnął kilkakrotnie członki i rzekł:
— Uwolnił mię pan z więzów, i mógłbym teraz uciec...