Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/535

Ta strona została skorygowana.
—   497   —

Wszak sennor Gomarra aż do tej chwiii był przecie naszym wrogiem...
— Ja ręczę za niego — odrzekłem. — Czy ma pan jaki plan?
— Otóż, jak panu wiadomo, podążałem do Corrientes, ażeby stamtąd urządzić atak na Jordana; oczekują tam na mnie wysłani już przedtem oficerowie, którzy mają polecone zwerbować żołnierzy i postarać się o konie, tudzież obsadzić natychmiast granicę. Przypuszczam, że do akcyi tej użyto piechoty, gdyż zdobyć dostateczną liczbę koni nie jest tak łatwo, bo Jordan wyprzedził nas w tem, zarządziwszy jeszcze przed wybuchem powstania masowe kradzieże koni w tamtych okolicach. Dlatego cieszę się, żeśmy mu zabrali kilkanaście wierzchowców, bo lepsze to, niż nic.
— No! wkrótce będziemy ich mieli kilkaset — wtrącił Gomarra, — tylko idzie o to, czy znajdzie się tylu jeźdźców.
— Otóż postaram się o nich ze stanowisk nadgranicznych — odrzekł pułkownik. — Przydałby mi się jednak człowiek, któryby znał dobrze okolicę i wskazał drogę aż do granicy, gdyż mapy moje nie są wystarczające.
— Decyduję się pojechać z panem — ofiarował się Gomarra.
— Ba! a kto w takim razie poprowadzi innych?
— Również ja. Pojedziemy razem aż do rzeki. Znam wązką ścieżkę przez obszary trzęsawisk. Ścieżka ta szeroka jest nie więcej nad jeden metr i prowadzi na brzeg rzeki, zupełnie suchy i bezpieczny. Tam towarzysze nasi mogą zaczekać, a my obaj udamy się natychmiast za granicę, ażeby ściągnąć z posterunków trochę wojska i skierować je z drugiej strony, na tyły nieprzyjaciela, który niewątpliwie da się zwabić naszymi śladami na wspomnianą ścieżkę i wówczas będzie miał drogę z obu stron zamkniętą.
— Niezły plan — zauważył pułkownik, — byle się udał.