Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/54

Ta strona została skorygowana.
—   42   —

Tupido podszedł znowu do biurka, by zapieczętować drugi list, gdy wtem starszy chłopak zbliżył się do mnie i zapytał:
— Co to masz tutaj? pokaż! — i chwycił za list, chcąc mi go wydrzeć.
— To nie dla ciebie — odrzekłem.
Ale... było już za późno; chłopak szarpnął kopertę i rozdarł ją, wysypując zawartość jej na podłogę. Ucieszyło mię to niezmiernie. Podjąłem szybko pismo umyślnie tak, aby właściwy list oddzielił się od załączników.
— No, i podarłeś kopertę! — rzekłem surowo. — Papa musi teraz przygotować drugą... Ale... co to? co ja widzę?
— Proszę nie czytać! — krzyknął Tupido, poskoczywszy ku mnie.
Cofnąłem się tak, aby mi nie wyrwał papierów z ręki. Ale począł na mnie nastawać, chcąc odebrać mi je z rąk przemocą. Byłem jednak silniejszy od niego. Trąciłem go tak silnie, że się przewrócił na sofę, a następnie wypchnąłem za drzwi niesfornych chłopców. Tupido jednak zerwał się z sofy i znowu rzucił się ku mnie, by odebrać mi papiery. Lecz krzyknąłem gromko:
— Ani kroku dalej, bo rzucę pana o ścianę tak, że przylepisz się do niej, jak gruda smoły! Dwa formularze kontraktu oddaję panu zaraz, bo te mię nic nie obchodzą; ale list zatrzymam, bo dotyczy on mojej osoby... A na przyszłość niech pan więcej starań poświęci wychowaniu dzieci, aby się nie narażać na podobne przykrości!
— Zawołam służbę, aby list wydarła panu przemocą i wyrzuciła pana za drzwi! — krzyczał wściekły.
— Ludzie pańscy nie odważą się ani na jedno, ani na drugie, bo ktoby mię tylko tknął, wnet położyłby się na ziemi bez ducha! Zresztą odejdę sam, bo w domu człowieka tej miary, co pan, nie mam co robić. Daję mu jednak do wyboru: albo pozwolisz mi pan odczy-