Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/542

Ta strona została skorygowana.
—   504   —

w oddali dwóch jeźdźców. Dążyli oni prosto ku nam, i pułkownik niebawem poznał, że byli to wysłani przez niego dwaj oficerowie: rotmistrz Maurico z adjutantem. Obaj zdziwili się bardzo na widok swego wodza, którego się bynajmniej nie spodziewali spotkać w tej okolicy.
— Co wy tu robicie? — zapytał jeźdźców pułkownik.
— Wybraliśmy się na kontrolę straży granicznych — odrzekł rotmistrz. — Tam — wskazał ku wschodowi — znajduje się nasze wojsko.
— W jakiej liczbie?
— Dwustu ludzi i około siedemdziesiąt koni. Więcej zgromadzić nie mogliśmy, bo Jordan nas w tem wyprzedził.
— Wiem o tem. Macie siedemdziesiąt koni, a my trzydzieści, więc razem sto. Jeżeli na jednego konia wsiądzie dwu żołnierzy, to będzie razem dwustu ludzi. Pytanie jednak, czy oddział ten da radę o połowę liczniejszemu nieprzyjacielowi.
— O tem nie może być wątpliwości, skoro teren dla naszych celów jest znakomity.
— Jaką broń mają nasi żołnierze?
— Karabiny Remingtona.
— Doskonale! Nie traćmy jednak czasu i jedźmy! Ruszyliśmy natychmiast, a po drodze pułkownik opowiedział swoim towarzyszom o przygodach, jakie nas dotychczas spotkały.
Niebawem natknęliśmy się na małe oddziały żołnierzy, których rozmieszczono wzdłuż rzeki w celu ćwiczeń próbnych. Była to wprawdzie zbieranina rozmaitych ludzi, ale, oceniając ją wedle miejscowych stosunków, nie miało się zbyt ujemnego o niej pojęcia. Wszyscy byli dobrze umundurowani i uzbrojeni, a tylko brakowało im koni.
Urządziliśmy więc rzecz tak, jak przedtem o mówiono, to jest na każdego konia wsiadło po dwu żołnierzy, a obecni oficerowie po krótkiej naradzie wojennej stanęli na czele, i pojechaliśmy z powrotem tą