Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/547

Ta strona została skorygowana.
—   507   —

zsiadło w celu wyszukania przejścia, próbując gruntu lancami, a major, przekonawszy się, że przeszkoda dosyć jest ważna, zebrał oficerów na naradę.
— Oby tylko nie zechcieli zawrócić! — zauważył Monteso.
— I ja się o to obawiam — wtrącił któryś z towarzyszów. — Nie wiedzą przecie, że znajdujemy się tutaj.
— Możeby się im ukazać na wabika? Ale... patrzcie-no! Major wysyła dwu jeźdźców brzegiem bagna, prawdopodobnie dla wyszukania dogodnej drogi. Widać, że to nie w ciemię bity oficer.
Istotnie dwaj jeźdźcy oddalili się od oddziału i podążyli powoli w nasze tropy.
— Kiepsko! — ozwał się Turnerstick. — Gdy ci dwaj przybędą aż tutaj i zobaczą nas, to wszystko przepadło, bo w takim razie major nie przeprawi się przez bagno.
— Zróbmy więc tak, aby nas nie zobaczyli — odrzekłem. — Jest przecie gdzie się ukryć. Krzaki, trzcina...
— Ale ci dwaj zostaną pewnie tutaj, dopóki tamci się nie przeprawią, wobec czego akcya nasza będzie poważnie utrudniona.
— już ja ich usunę z drogi — zerwał się Larsen, zaciskając odruchowo pięści. — Przecie i ja mogę raz pokazać, co umiem, sir!
— Tylko nie zbyt porywczo! — ostrzegłem go. — Przedewszystkiem trzeba się tak wziąć do nich, aby nie mogli krzyczeć.
— Postaram się, aby im muzyka kością w gardle stanęła.
Skryliśmy się, a tymczasem dwaj jeźdźcy, znalazłszy się na twardym gruncie tuż niedaleko nas, rozejrzeli się, a spostrzegłszy nasze ślady dalej w górę rzeki, przyszli zapewne do wniosku, żeśmy w tem miejscu odpoczywali tylko i że następnie pojechaliśmy dalej.
Nie mogliśmy oczywiście rzucić się na nich zaraz i trzeba było czekać, aż na ich znak oddział wjedzie na ścieżkę między bagna.